-
Lawendowe love, Kraków i spotkania blogowe.
Choć weekend w Krakowie i okolicach planowaliśmy od dawna, nie byliśmy pewni, czy uda nam się go zrealizować. Jakoś tak ostatnio ciągle nie ma na nic czasu, w domu i ogródku tyle roboty, a pogoda nie za bardzo sprzyja pracy. Kiedy około 19.30 robi się naprawdę fajnie, pojawiają się chmary komarów, które po prostu nie dają żyć. W zasadzie dopiero dziś mamy słonko z przyjemną temperaturą (pomijam, że pioruńsko wieje…) Nasza wyprawa na południe Polski również zależała od przyrody, ponieważ chcieliśmy wybrać się do Ogrodu Lawendy, właśnie niedaleko Krakowa. Moje osobiste krzaczki już dawno kwitły, podczas gdy te podkrakowskie nadal pozostawały zielone. No, ale na szczęście udało się i mogliśmy…
-
Rodzina biologiczna nade wszystko.
Ja dziś krótko, choć miało być jak zwykle o czymś innym. Muszę o tym napisać, bo jestem po prostu wstrząśnięta sprawą śmierci niemowlęcia zabitego przez swoich “rodziców”. Celowo napisałam w cudzysłowie, ponieważ tacy ludzie dla mnie nie zasługują na to, by ich tak nazywać. Do tej pory wiele razy słyszałam o tym, że polityka jest taka, by biologicznym rodzicom dawać szansę za przeproszeniem do usranej śmierci i to brutalne morderstwo pokazuje, że nie są to puste słowa. Na sędziach i innych ludziach odpowiedzialnych za losy dzieci podobno wywiera się presję, by nie odbierać praw rodzicielskich i odsyłać dzieci do swoich rodzin biologicznych. Wiecie co? Czuję się tym osobiście dotknięta, ponieważ…
-
Tato, czy pamiętasz.
Moje dziewczynki pomalutku wychodzą z etapu, w którym ojciec miałby pozostać jedynym mężczyzną w ich życiu. Czasem śmieję się, że tatuś jest mój i niech znajdą sobie swojego “księcia na koniu” 🙂 Ja osobiście mogę powiedzieć, że miałam wielkie szczęście dorastać przy boku mojego taty. Prawdą jest, że największy dar jaki mężczyzna może dać swojemu dziecku, to kochać ich matkę. I tak było. Bo choć byłam świadkiem wielu szczęśliwych chwil, to bywały również smutniejsze, pojawiały się problemy, trudności. Pomimo to udawało się z nich wyjść, rodzice trzymali się razem. Pewnie dlatego zawsze twierdziłam, że chciałabym mieć męża takiego jak mój tata. Może nie do końca trafił mi się egzemplarz z…
-
Bo wielkie rzeczy przychodzą małymi krokami.
Miał być dziś post o tym, że zakończył się rok szkolny, że zaczyna się długi weekend, że mamy na niego tyle planów. Będzie jednak bardziej poważnie, bo wracam tak króciutko do tematu braku dziecka, niepłodności, przedłużającego się oczekiwania na telefon z ośrodka. Tak się akurat złożyło, że aż 3 moje koleżanki oczekujące na macierzyństwo mają mały kryzys, więc postanowiłam znów napisać parę słów na ten temat. Powiem wam tak. Czasem po prostu trudno odnaleźć wiarę w to, że coś w naszym życiu się zmieni. Ileż razy słyszymy, że na nas też przyjdzie kolej, albo, że w końcu doczekamy się tego telefonu. I co z tego. My to wszystko wiemy, wiemy,…
-
Dziecko adopcyjne wśród rówieśników.
Jak wspominałam wam wcześniej, oficjalnie nie powiedziałam w przedszkolu nikomu o adopcji. Zachowałam ten drobny szczegół dla siebie, ponieważ chciałam dać dziewczynkom równe szanse z rówieśnikami. Co mam na myśli? Nie ukrywajmy, ludzie nadal dzielą innych na grupy. Co rusz spotykam się z podziałami a to na tych którzy mają dziecko i tych, którzy nie mają, więc co oni wiedzą, na bogatych i biednych, na lepiej wykształconych i mniej. I tak dalej i tak dalej. W zasadzie nie ma nic w tym złego oczywiście, jeżeli dany podział jest tylko z nazwy. Przecież faktem jest to, że ktoś jeździ Mercedesem, a inny Fordem. Ostatnio przeczytałam na Facebooku komentarz mojej koleżanki do…