Cała prawda o Świętym Mikołaju.
Dziś Mikołajki. Nie obchodzimy tego święta jakoś szczególnie obsypując dziewczynki zabawkami, czy słodyczami. Przedszkole organizuje specjalne gry i zabawy oraz drobne podarunki, a wszystkie maluchy miały się dziś ubrać na czerwono. Dzieci jadą również na spektakl, więc jest to dla nich kolejne fajne wydarzenie w postaci nie tylko teatrzyku, ale również samego wyjazdu autokarowego. My zamiast prezentów staramy się też zorganizować coś fajnego w tym dniu. W zeszłym roku, właśnie z tej właśnie okazji, po raz pierwszy zabraliśmy dziewczynki do kina i był to według mnie fajnie spędzony czas. Tym razem również postanowiliśmy wybrać się na jakiś świąteczny film, ale powiem wam szczerze, że zbladłam, kiedy okazało się, że za bilety dla naszej czwórki musimy wydać 105zł! Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że żałuję dzieciom pieniędzy na kino, ale wydaje mi się to wielką przesadą, żeby za 70 minutową projekcję tyle wydać. Nie wspomnę o tym, że gdybyśmy chcieli zakupić do tego jakiś popcorn, czy picie na miejscu, suma zbliżyłaby się do 150zł. Ale nie myślcie, że zrezygnowaliśmy z wyjścia, po prostu poszliśmy wczoraj, kiedy to bilet (jak w każdą środę) można było kupić za 16zł, a ewentualnie zaoszczędzone w ten sposób pieniążki wydać na coś lepszego.
Założeniem naszym było obejrzenie filmu o Misiach, ale że premiery jeszcze nie było, to wybór padł na film “Grinch” (Dziubasowa, to chyba coś dla Ciebie na ten rok;) Powiem wam, że to bardzo fajna, sympatyczna, świąteczna historia, momentami śmieszna, a nawet pouczająca. Przy tym animacja jest tak kolorowa i przyjazna, że nie sposób, żeby się nie spodobała zarówno dzieciom jak i rodzicom. Na potwierdzenie moich słów mogę powiedzieć, że po wyjściu z sali, dziewczynki chciały iść do następnej na kolejny film, bo ten tak im się podobał:)
No dobrze, ale do rzeczy, bo w sumie nie chciałam pisać tylko o tym, co przedszkole i my organizujemy dziewczynkom w tym wyjątkowym dla nich dniu, ale przede wszystkim o tym, kim ma być dla nich ten Święty Mikołaj?
W zeszłym roku Mikołaj przyniósł dziewczynkom prezenty do przedszkola i do domu, w Wigilię. Jestem z tych, którzy nie schizują za bardzo w związku z tym, że oszukuję dziecko kupując sama prezenty i podkładając pod choinkę, ale też z drugiej strony nie jestem za tym, by robić z tego wszystkiego jakąś maskaradę. Nie podoba mi się udawanie Mikołaja (zwłaszcza jeśli robi to członek rodziny), wynajmowanie profesjonalnego przebierańca, czy też kupowanie modnych ostatnio spersonalizowanych filmów i kartek od Świętego i okłamywanie dziecka, że prezent pochodzi z Bieguna Północnego. Jestem za tym, by stworzyć dziecku odrobinę magii, ale nie farsy, w której maluch będzie wzrastał. Zdarza się, że dzieci tak głęboko wierzą w mikołajkową moc, że gdy prawda wyjdzie na jaw, czują się oszukane i upokorzone. Poza tym, w dzisiejszym świecie tak dużo jest tych komercyjnych świętych, że większość dzieci nie ma pojęcia, że w zasadzie legenda o nim jest prawdziwa, tylko w nieco innej postaci niż ta serwowana przez współczesny świat.
Od jakiegoś czasu, ciocie w przedszkolu mówią dzieciom, że Święty Mikołaj zagląda do nich przez okno i patrzy, czy wszyscy są grzeczni. Nie uważam, by zagadkowość towarzysząca tej informacji była szkodliwa dla dzieci. Widzę jak dziewczynki przeżywają, cieszą się, czekają. Nie chciałabym zepsuć im tej radości, takiej prostej, dziecięcej, mówiąc, że Mikołaj nie istnieje, a Elfy to wytwór wyobraźni. Poza tym wiem, że zaraz podzieliłyby się tą informacją z koleżankami, więc nie byłoby to fair 😉 Z drugiej jednak strony szkoda, że nie opowiada się dzieciom historii o prawdziwym świętym Mikołaju, biskupie, który dzielił się nie tylko z “grzecznymi”, ale ze wszystkimi ludźmi. Dziś rano, po wejściu do przedszkola, dziewczynki zobaczyły przygotowane przez ciocie, wycięte z papieru ślady butów (przepraszam, prawdziwe ślady tego, że był Mikołaj;)
No dobrze, teraz z innej beczki, ale kontynuuję temat 🙂 Od czasu do czasu bywamy w Częstochowie, zdarza się, że właśnie w grudniu. Jeśli tylko jest to możliwe, na niedzielną mszę udajemy się na Jasną Górę do Duszpasterstwa Młodzieżowego “Hale” prowadzonego przez Ojców Paulinów. Budynek usytuowany jest w zasadzie obok klasztoru, ale łatwo go znaleźć. (tak patrząc na powyższe zdjęcie to lewej stronie) Czemu ta msza jest wyjątkowa? Może dlatego, że atmosfera jest przyjazna, może dlatego, że śpiewa chórek, a może dlatego, że towarzyszą mu instrumenty takie jak bębny, trąbki, saksofon, organy i inne. Sama nie wiem. Ale jest inaczej niż zwykle i na pewno nie nudno. Nie ma polityki, nie ma wyniosłych kazań, jest tak po prostu normalnie. Czasem msza przypomina mi trochę nabożeństwo u Babtystów, gdzie chór radośnie śpiewa i klaszcze, a uśmiechnięci wierni są po prostu zadowoleni z takiego przeżywania mszy. W ostatnią niedzielę uczestniczyliśmy właśnie w takiej wyjątkowej mszy. Powiem wam, że dziewczynki nie mają żadnego problemu, by wytrzymać godzinkę, tym bardziej jeśli jest fajna muzyka, ale kiedy usłyszały, że po zakończeniu przyjdzie Mikołaj z prezentami, były prze szczęśliwe. No właśnie. Ale jaki Mikołaj może przyjść do kościoła, skoro nie istnieje? Powiem wam, że cieszyłam się, że udało nam się przypadkowo uczestniczyć w tej mszy, ponieważ Ojciec opowiadał historię o biskupie, Świętym Mikołaju. Zrobił to w bardzo fajny, humorystyczny sposób, obiecał, że żadne dziecko nie wyjdzie z mszy z płaczem, a wręcz przeciwnie 😉 Podobało mi się to, że nie negował, że “panowie w czerwonej szacie, z brodą i brzuchem” czynią dobro, nie naskakiwał na tych, którzy w to wierzą i karmią tym swoje dzieci, ale jednocześnie chciał, by dzieciaki prócz zabawy i oczekiwania na prezenty, wiedziały, że wygląd prawdziwego Świętego nieco różni się o tych Mikołajów, których widzimy na ulicy i że postać ta nie jest wymyślona. Przyniesiono więc stroje i pokazano dzieciom różnicę między tymi dwoma panami, choć zrobione to zostało tak, by nie zburzyć tej dziecięcej wiary w to, że dostaną prezenty od kogoś magicznego. Po zakończonej mszy, odbyło się właśnie spotkanie z Mikołajem, który rozdał wszystkim dzieciom paczki. Byłam zaskoczona, ponieważ były dość duże. Całej ceremonii towarzyszył śpiew chórku dziecięcego. Zresztą sami zobaczcie, mam dla was kilkusekundowy filmik:
Nie wiem tak naprawdę ile dziewczynki zrozumiały z legendy o Świętym, ale na pewno nie zaburzyło to ich wiary i dziecięcej radości z tego, że w jakiś magiczny sposób prezenty znajdą się pod choinką. Ja osobiście staram się być gdzieś zawsze pośrodku, jak to powiadają skrajności nigdy nie są dobre, ani w jedną ani w drugą stronę. Zdziwiła, albo nawet zszokowała mnie jednak reakcja jednej mamy, która do swojego dziecka po zakończonej mszy i rozdanych prezentach powiedziała: Chodź, idziemy, do domu niedługo przyjdzie do nas Prawdziwy Święty Mikołaj… Powiem wam, że tego akurat nie rozumiem, bo była w kościele, czyli jest praktykująca, więc była to wspaniała okazja, by opowiedzieć dziecku historię. No, ale cóż, Ojciec Paulin wszystko zepsuł 😉
A jak jest u was? Mam nadzieję, że nie wierzycie w istnienie św. Mikołaja przychodzącego kominem, bo jeśli tak, to właśnie zrujnowałam tegoroczne święta 😉
16 komentarzy
olitoria
Nie wiem, nie wiem, Izzy… Narazie dochodzę do siebie, bo ja też w niego wierzyłam… 😀 😛
U nas 6.12. dziewczyny znajdują prezenty w butach, tak, nawet te starsze. Zazwyczaj są to drobiazgi, ale i tak cieszą.
Nie wiem, co powiedzieć na temat Mikołaja, jakoś nie kłóci mi się z wiarą. Zawsze był albo przebrany członek rodziny, albo kolega, albo ślady butów i inne oznaki, a prezenty pojawiały się pod choinką.
Dziewczyny bardzo długo wierzyły w Mikołaja, a gdy same się domyśliły były już dostatecznie duże, więc przeżyły to bezboleśnie. Nie miały do mnie pretensji, wręcz przeciwnie – doceniały mój trud. Bardzo dobrze wspominają święta i magię z nimi związaną.
izzy
Ojej, przepraszam 🙁 Nie no, żartowałam, Mikołaj istnieje! Siedzi nawet u mnie na kominku właśnie 😛
Wiesz, dla mnie też się nie kłóci, absolutnie, szkoda tylko, że historię o prawdziwym świętym tak rzadko się opowiada. Tak po prostu, bez podtekstów. Ja też mam dobre wspomnienia z dzieciństwa. Wtedy kiedy już wiedziałam, że nie istnieje, to nadal z chęcią przyjmowałam "od niego" paczkę, którą znajdywałam pod poduszką. To były zwykle słodycze, jakieś owoce. Pod choinkę prezenty przynosiła Gwiazdka.
W zasadzie dopiero w zeszłym roku spojrzałam na sprawę Mikołaja z innej strony, słuchając takich właśnie historii jak Sanadory, czy Lady Makbet. Wszystko fajnie wygląda jak masz dobre doświadczenia, ale jak widać nie wszyscy je mają. Szkoda.
Soñadora
Ale jak to nie istnieje???😨
A tak poważnie, jak pamiętam, jak się dowiedziałam, że to rodzice dają prezenty. Znalazłam w jakmś albumie mój list do swiętego, a że, o zgrozo, byłam już wtedy dość duża, to nie miałam wątpliwości, że zostałam okłamana. Bo tak się czułam, okłamana. Ryś na razie nie rozumie nic z tej magii, ale jestem takiego zdania jak Ty, nie chciałabym robić z tego jakiejś wielkiej szopki. U mnie w rodzinie prezenty pod choinkę przynosił gwiazdor i on był ważniejszy😊
izzy
yyyyyy no, eeee, tak jak napisałam do Olitorii, to taki żarcik, istnieje, przyniesie prezent 😉
No właśnie staram się zachować gdzieś ten umiar, tak jak napisałam do Olitorii, ja mam dobre doświadczenia i w sumie do zeszłego roku nie miałam pojęcia, że inne dzieci takie jak Ty choćby mogą to wszystko źle odbierać, właśnie jako okłamanie. Dlatego nie opowiadamy nie wiadomo jakich bajek, dziewczynki same sobie je tworzą, bo jesteśmy tymi Mikołajami otoczeni – w reklamie, na zakupach, w przedszkolu dosłownie wszędzie. Nie sposób z tym walczyć i w zasadzie nie widzę nawet sensu. Niech się cieszą z magii i prezentów, a w odpowiednim czasie odkryją, że coś to wszystko naciągane jest 😉
olitoria
Widzisz, widzisz co narobiłaś? Ty, Grinczu jeden, ty! 😛 �� Hahahaha!
Lady Makbet
Izzy, Ty wiesz, że ja jestem z tych "schizujących za bardzo". To chyba nawet nie było tak, że jakoś bardzo byłam związana z postacią Mikołaja, tylko że wierzyłam moim rodzicom. I podobnie jak Sonadora, poczułam się okłamana – ale to też już wiesz.
Księżniczka jest jeszcze za mała, żeby zrozumieć świąteczne tradycje, więc w tym roku możemy odetchnąć z ulgą 🙂 Co do przyszłości, ciągle bijemy się z myślami. Raczej skłaniamy się ku temu, żeby przedstawić św. Mikołaja właśnie jako kultywowaną tradycję, a nie jako fizyczną postać, która przynosi prezenty. Myślę, że kłamstwo nie przeszłoby mi przez gardło…
Powiem Ci szczerze, że argument z tym, w co wierzą inne dzieci w otoczeniu, chociaż oczywiście sensowny, nie za bardzo mnie przekonuje. Zapewne w przedszkolu Księżniczki będą dzieci np. z rodzin wierzących w Boga i niewierzących, jedzących mięso i wegetarian etc. Małe starcia światopoglądowe są nieuniknione, natomiast mogą posłużyć za świetną lekcję dobrze pojętej tolerancji. Moja najbliższa przyjaciółka z dzieciństwa nie wierzyła w św. Mikołaja i głośno o tym mówiła. Pamiętam, że raz się o to pokłóciłyśmy – i tyle. Nie wpłynęło to ani na nasze relacje, ani na moją wiarę w Mikołaja (niestety…).
izzy
To może dodam jeszcze jedną rzecz do tego co napisałam wyżej do Sonadory. Powiem Ci, że trudno tak małemu dziecku przedstawić Mikołaja tylko jako tradycję. Myślę, że wynika to właśnie z tego, że tak mało mówi się o tym kim naprawdę był święty, a wszechobecny wizerunek grubego pana w czerwonej szacie z brodą sprawia, że ciężko maluchowi (takiemu 3-4 lata) pojąć o co tu chodzi. Pomimo tego, że zobacz, dziewczynki były na tej mszy (jeśli obejrzałaś filmik), opowiadaliśmy im co nieco, to jednak zachwycają się Mikołajkami w przedszkolu. Dlatego nie wiem, czy jest sens tak to przeżywać, po prostu na spokojnie niech to sobie płynie swoim życie, a wy nie musicie nawet brać w tym wielkiego udziału. Powodzenia 🙂
Lady Makbet
No właśnie o to mi chodzi 🙂 Nie zamierzam przecież walczyć z Mikołajem ani udawać, że nie ma go w kulturze… Cała reszta pewnie wyjdzie w praktyce.
izzy
Tak właśnie dziś się przysłuchiwałam co dziewczyny opowiadają i powiem Ci, że tak 90% tego co mówią jest nakręcone przez innych (przedszkole, koleżanki, inni ludzie itd) One w zasadzie same sobie tworzą coś w swoich główkach 😉
Dziubasowa
Tak, Grinch to coś w sam raz dla mnie – to już drugi po Dziubasie i – najwyraźniej – po babci. Według Boba. Nie wiem czy wyłapałaś gdzieś w moich komentarzach, jak na zwiastunie tej bajki stwierdził patrząc na Grincha "O, baba!" ;))) Dziwne, że nie tata…
Nie wiedziałam, że takie cuda w Częstochowie o tej porze roku! Za rok się wybieramy z Wami!!!
izzy
Haha nie, jakoś nie wyłapałam 😀 No ten tata jest jakoś dziwnie uprzywilejowany prawda? 😛
No jak Jasna Góra to i cuda muszą być prawda? 😉 A tak na poważnie to ja też nie wiedziałam, że oni takie coś organizują, trafiliśmy tam zupełnie przypadkowo. Msza jest fajna zawsze, w każdą niedzielę o 11, a z tego co się zorientowałam to nie był pierwszy raz kiedy taką uroczystość organizowano. Nie wiem, czy zawsze są dzieci, bo ja pamiętam raczej śpiewający chórek młodzieżowo-dorosły, ale też fajnie 🙂
To trzymam za słowo!! To już drugie, bo latem mam nadzieję widzimy się w stolicy z resztą "bandy" 😉
Dziubasowa
Tak, będę pisać osobny post w sprawie spotkania :)))
Grinch już się Dziubasowi uaktywnił – obiecał choinkę po 6 grudnia a teraz się wykręca 😛
ON ONA I DZIECIAKI
Na Grincha dopiero się wybieramy, na szczęście kina w małych miasteczkach są tańsze. W naszym 100 letnim kinie bilet w ciągu tygodnia kosztuje 15 zł. W Mikołajki byłyśmy na przedstawieniu muzycznym Król Maciuś I, ale powiem Ci, że niewiele z niego zrozumiałam – chyba to zbyt górnolotna sztuka jak dla mnie 🙂
izzy
Eh, pewnie przez to, że to Cinema City a nie małe kino, wiadomo, muszą zarobić. No, ale żeby w weekend bilet kosztował 34zł za bajkę dla dzieci? No weź tu dwójkę i zapłać sobie to niezła suma… 15zł to dobra cena, my też musimy po prostu polować na te środy. W zeszłym roku byliśmy na filmie "Pierwsza gwiazdka" też fajny, sympatyczny, jak byście gdzieś mieli okazję zobaczyć (tyle, że już nie w kinie)
Haha, mówisz, że górnolotna sztuka. No to w takim razie też będę się wystrzegać :D:D A dziewczynkom się podobało, czy też w kategorii "fajne, ale nie wiadomo o co chodzi" 😉
tygrysimy
W tym roku temat Mikołaja u nas był dość żywy i rozwojowy. Opowiadaliśmy Tygrysowi o biskupie Mikołaju, o świętym. Resztę zrobiły za nas bajki i rówieśnicy. Po czym to wszystko trzeba było ze sobą połączyć tak, żeby nie oszukać, ale jednocześnie nie pozbawić Tygrysa magii świąt. Zresztą On w rzeczy typu renifery na niebie i wpadanie przez komin i tak by nie uwierzył. Najgorzej było z informacją, że Mikołaj przychodzi do grzecznych dzieci. Biję się w pierś, że na początku i sami ją wykorzystaliśmy, bo Młody tak dawał nam do wiwatu, że chwytaliśmy się każdego sposobu. Na szczęście w porę doznaliśmy olśnienia. Miał trudny czas, zachowywał się niezbyt dobrze. I co? Potem prezent od Mikołaja. Tzn. że nadal mogę tak postępować. Szybko dodaliśmy informację, że Mikołaj przychodzi do wszystkich, tych grzecznych i nieco mniej. e każdemu daje szansę. Ale przyznaję, że te rozmowy o Mikołaju naprawdę do łatwych nie należały.
Na takie msze mogłabym chodzić codziennie 🙂
izzy
Jeśli kiedyś będziecie w Częstochowie, koniecznie zarezerwujcie godzinę 11 na tę mszę :))
Ja pamiętam z dzieciństwa, że do prezentu często dzieci miały dokładane rózgi. Jakoś to na mnie nie robiło wrażenia, bo każdy je dostawał, choć przyznam, że zastanawiałam się, za co to 😉
Nam też zdarzało się mówić dziewczynkom, żeby były grzeczne, bo Mikołaj patrzy. Przyniosły to z przedszkola, bo ciocie im tak mówiły.
Myślę, że normalne podejście, czyli gdzieś takie pośrodku jest najlepsze. Nie przesadzać z tym Mikołajem, żeby nie okazało się, że jedyne co dziecko pamięta ze Świąt to prezenty, ale też nie wariować na tym punkcie, że jak dziecko przez 2-3 lata będzie wierzyło w niego to coś strasznego się stanie.