Zupa z lampionu.
Tak jak wspominałam w poprzednim poście, nasze “świętowanie” Halloween polegało na przygotowaniu pana o imieniu Jack-O’Lantern. Ściśle określone kryteria, zmusiły nas do poproszenia o pomoc doktora Google, który na grafice pokazał nam różne warianty tego stwora. Po przejrzeniu kilkunastu zdjęć, nasze pociechy w końcu wybrały.
Efekt naszych poszukiwań |
Znajdujemy odpowiednią świeczkę… |
… i odpalamy naszego Jacka |
Dziewczyny były zachwycone efektem. Oczywiście najchętniej włożyłyby rączki do rozgrzanej w środku stearyny (sama też to lubiłam;)), ale przyjęły do wiadomości, że “oglądamy, ale nie dotykamy”.
Z flaków jakie wyciągnęliśmy z naszego Jacka, postanowiłam ugotować zupę. Przyznam się, że to był mój pierwszy raz…
Zupa dyniowa przed podaniem |
Wyszła całkiem smaczna, lekka, a że podałam do tego ulubione przez moje dziewczyny włoskie paluszki chlebowe Grissini, całość została przyjęta z aprobatą 😉
Zupa z Grissini do kompletu |
Można mieć różne podejście do Halloween, ale szczerze mówiąc zazdroszczę Amerykanom tego, że w całym kraju wszyscy bawią się i świętują. Nie brak tam kiczowatych prezentów w sklepach, ale dla mnie są oni mistrzami w ubijaniu interesów na czymkolwiek. Czasem mam wrażenie, że my Polacy, nie potrafimy dobrze wykorzystać potencjału jaki mamy. Jadąc np. do Austrii, już po przekroczeniu granicy wszędzie zobaczymy różnorodne czekoladki z Mozartem, a przecież my też mamy tyle możliwości zrobienia czegoś fajnego.
To tyle w temacie Halloween i kultywowania tradycji. Chyba już wyczerpałam przydział postów na ten temat, przynajmniej na ten rok 😉
To tyle w temacie Halloween i kultywowania tradycji. Chyba już wyczerpałam przydział postów na ten temat, przynajmniej na ten rok 😉
8 komentarzy
Ahaja
Historycznie i politycznie rzecz ujmując, mogliby przyznawać się do niego też Niemcy. Do Mozarta, nie Jacka:D
Właściwie to będzie komentarz do poprzedniego wpisu, ale najwyraźniej go…hmmm… przeoczyłam.
Popieram Halloween, bo można w tym dniu bezkarnie (czy na pewno? Zapraszam na maraton "Oszukać przeznaczenie" :D) ponabijać się ze śmierci, do której nie mam szacunku. Szacunek mam do życia.
Moje dziewczyny, za duże na wyłudzanie słodyczy, zaprosiły koleżanki na oglądanie horrorów. Ubrały się i pomalowały odpowiednio (biedna Żanejro, o której już nie raz pisałam na blogu, nie doczytawszy – użyła do makijażu permanentnego markera… Uwielbiam ją!) No i przez następne 3 godziny dobiegały z pokoju obok wrzaski, piski, aż się bałam że mi Tamalugę obudzą. W pewnej chwili coś mnie tknęło i poszłam do kuchni. Otwieram drzwi, a tam… kłęby czarnego dymu. KŁĘBY!!! Wiktoria zapomniała o popcornie, którego to, z nie do końca jasnych powodów, smażyła na patelni… Okno na oścież, patelnia do śmieci, kuchnia do utylizacji 😀 Oliwia wykazując się odwagą zapytała Tomka, czy porozwozi koleżanki do domów. Tomek wstał, otworzył drzwi kuchni i do uszu mych dobiegło :O kurwa!" Ale dziewczyny porozwoził. Było ich więcej niż foteli w aucie, więc ktoś siedział na podłodze, co stanowiło dodatkową atrakcję. Rozpiszczane malolaty nie przestawały pstrykać selfie, a rozbudzony, nieprzytomny Tomek zerkał na nie w lusterku, potem na mnie, a mina jego bezcenna! Krzyknęlam jeszcze za nim żeby wrócił, że może to tylko tak źle wygląda i chatę uda się uratować…
No i czy Halloween nie może być udany?!
izzy
To prawda, ale Austriacy nieźle kasy na nim zarabiają, prawda? 🙂
Kiedyś koleżanka chciała mnie namówić na "Oszukać przeznaczenie" w 3D. Powiedziałam jej, że za nic w świecie haha. Zreszta mnie zostało z dzieciństwa zakrywanie oczu w newralgicznych momentach, więc chyba bym nie przeżyła. Swoją drogą to nie wiem dlaczego zakrywam dłońmi oczy, ale podglądam co się dzieje między palcami 😉
Wasze Halloween to najlepsza zabawa jaka może być :)) Dobrze, że nic się nie stało, ale dreszczyk emocji musiał być niezły 😀
pamiętam te czasy jak się jeździło poupychanym w samochodzie, z nogami wystawionymi na zewnątrz, bo miejsc było za mało, a nikt nie chciał zostać 😉 Też sobie foteliki dla dzieci teraz wymyślili …. 😀
Muszę poczytać o tej Żanejro, jest moją bohaterką! haha
Pankracja
Cudna dynia – taka przyjacielska :-).
Jedyny produkt z dyni, który jestem w stanie przełknąć, to dyniowe placuszki mojej teściowej. Raz w życiu próbowałam zupy – jak dla mnie o jeden raz za dużo. Chociaż nie wątpię, że Twój wyrób był wyśmienity 🙂
izzy
Tia, jeśli legenda jest prawdziwa, to dynia miała odstraszać duchy, a u nas raczej przyciągała 😀
Czyli rozumiem, że dynię spróbowałaś 2 razy – pierwszy i ostatni hahaha 😀
Nie była wyśmienita, coś Ty 😉 Ale dała się zjeść.
Lady Makbet
"Czasem mam wrażenie, że my Polacy, nie potrafimy dobrze wykorzystać potencjału jaki mamy." – tak!!! Popieram w całej rozciągłości 🙂
Dziubasowa
Jeee, zupa z dyni! 🙂 Ostatnio u nas zrobił ją Dziubas i była lepsza od mojej 😛
izzy
No proszę! Ale Ty eksperymentowałaś, on miał łatwiej już cwaniaczek 😉
Ja trochę zmodyfikowałam przepis, dodałam np. sos sojowy do smaku, bo jest słony.
Ale to raczej koniec eksperymentów na ten rok. Moje dziewczyny wolą krem z brokułów.
tygrysimy
Zupę z dyni zawsze i chętnie. Mi nawet wystarczy mus doprawiony pieprzem i gałką z tartym żółtym serem. Mój Mąż woli wersję swojej teściowej na mleku z kluseczkami. Ja nawet dynię kupiłam, ale tak ładnie się prezentuje, że szkoda mi jej ruszać. Nawet poskromiłam swój apetyt, choć pewnie bardziej chodzi o lenistwo. Dekoracje z dyni lubię, ale samo święto (a propo poprzedniego wpisu) jest mi zupełnie obce i z tego powodu z ciekawością przeczytałam o jego genezie.