Jak to dobrze być mamą, czyli o naszych spacerach.
Nie mogłam doczekać się momentu kiedy zostaniemy rodzicami. W swojej głowie ciągle miałam wizje naszej rodziny, jak to wszystko będzie wyglądać, co będziemy robić. A tu co? Rzeczywistość zweryfikowała pewne rzeczy. Choćby taka prosta rzecz jak spacery, które zawsze uważałam za coś wspaniałego okazały się totalnym przeciwieństwem moich wyobrażeń. No, ale od początku.
Pokoik gotowy. Jest łóżeczko, stoliczek z krzesełeczkami jak już dziecko będzie większe, jest wózek 3w1, bujaczek i inne rzeczy, czyli zaczynamy przygodę!
Gondola. Tu już pierwszy błąd jaki popełniliśmy kupując do niej kołderkę. Kompletnie się nie sprawdziła . Nasze dziecko tak intensywnie kopało nóżkami, że co chwila trzeba było ją przykrywać. Dużo bardziej przydał się śpiworek, jako, że szły już dni chłodne, dziecko mogło wierzgać nóżkami do woli a zawsze było przykryte. Sam spacer. Hmm. Koszmar! Wizja spacerującej chodnikiem mamusi, przysiadającej czasem na ławeczce i czytającej książkę? Nie dla nas! Nasz już 8 tyg szkrab zaczął się w wózku nudzić. Co z tego, że w parku powyznaczane były piękne ścieżki dla spacerujących… Ja musiałam chodzić pod drzewami, po korzeniach, tak, aby dostarczyć mojemu dziecku bodźców w postaci liści, czy też innych rzeczy w zasięgu wzroku małej istotki leżącej plackiem. Wieczna “trzęsawka” na wyboistych drogach oczywiście wskazana. Głód. Kolejny problem. Gdy zbliżała się godzina zero, trzeba było krążyć wokół domu, żeby jak najszybciej do niego wrócić na ukochane mlesio. Karmienie w parku? Też przerabialiśmy. Nie daj Boże wyjąć malucha z wózka- za żadne skarby nie chciała w spokoju do niego wrócić. Eh.
Spanie na spacerze? 30 min z zegarkiem w ręku. Reszta to już hazard. Zacznie ryczeć teraz czy za chwilkę? Oj ja głupia i naiwna. Włączałam aplikację Endomondo i myślałam, że będę godzinami spacerować…Nic bardziej mylnego. Kiedy liście opadły z drzew sytuacja jeszcze się pogorszyła, nie było już bowiem na co patrzeć. Tylko to nudne niebo….
Na spacerówkę przerzuciliśmy się bardzo szybko. Dziecko na półleżąco mogło wreszcie zobaczyć więcej. Czy spacery stały się przyjemniejsze? Na chwilę tylko, bo zaraz w głowie pojawiła się chęć wychodzenia z wózka i ćwiczenia chodzenia. E. zrobiła pierwsze kroki jak miała 10 miesięcy i nie miała zamiaru wracać do wózka. Cóż, spacery ograniczyły się więc do przebywania w pobliżu miejsca zamieszkania. Doniosły głos sprzeciwu na wózek przykuwał uwagę wszystkich wokół.
Kiedy urodziła się J. myślałam, że będzie inaczej. No cóż. Zamiast 30 min spania w gondoli mogłam liczyć na 45min i jak dobrze pójdzie kilka dodatkowych, ale niestety siostra też nie chciała za bardzo jeździć w wózku. Na dodatek miałam obok siebie małego szkraba, który wszedł w fazę “mamusia goń mnie” i zaczął mi uciekać. Wtedy chyba straciłam najwięcej kilogramów 😉
Takie to były wspaniałe te spacery.
Dobrze sprawdził się natomiast u nas rowerek. Nawet jeśli dziecko jeszcze nie chodzi, ale dobrze już siedzi, spokojnie można już używać takiego rowerka zamiast wózka. Jest bardziej atrakcyjny dla dziecka. Trzyma sobie ono nóżki na specjalnych podnóżkach, nie wypadnie, bo siedzi w nim jak w foteliku do karmienia. Gdy jest większe, możemy wyjąć ochraniacz i dziecko samo wsiada i wysiada, pedałując samodzielnie.
Zaletą rowerka jest jeszcze baldachim ochraniający przed słońcem. Polecam rowerek taki jak na zdjęciu, jest dobrze wykonany i stabilny. Ma z tyłu kieszonkę na jakieś chusteczki czy telefon, oraz malutką “przyczepkę” np. na chusteczki nawilżone, czy też bluzę.
Takie są nasze doświadczenia ze spacerami. Niestety moje marzenie o cichych, spokojnych wędrówkach się nie spełniło 😉