O szkoleniach na rodziców adopcyjnych
SZKOLENIE w ramach przygotowania do adopcji jest obowiązkowe. Każdy, kto interesował się tym tematem wie, że trzeba przejść przez szereg wykładów, warsztatów, rozmów z psychologiem czy testów. I nikt się nie dziwi, przecież taka jest procedura, musimy być przygotowani na 150% do przyjęcia dziecka. Każdy ośrodek ma swoje zadania, cele i praktyki. To co więc napiszę tutaj, to oczywiście moje doświadczenia i odczucia.
Rozmowy z psychologiem i pedagogiem okazały się normalnymi rozmowami o naszym życiu, związku, naszych upodobaniach, nadziejach, lękach. Tacy jesteśmy, bez owijania w bawełnę i zbędnego koloryzowania opowiedzieliśmy ( każde z osobna) o sobie i o współmałżonku. Trochę jak w tych programach, gdzie on i ona dostawali te same pytania a potem sprawdzano ile odpowiedzi się zgadza….
Testy psychologiczne. No cóż, dla kogoś, kto miał kiedykolwiek styczność z czymś podobnym jasne jest przesłanie każdego pytania, jasne jest jaki profil kreuje się po wybraniu takiej odpowiedzi a nie innej.
Szkolenia częściowo informacyjne, nic nowego dla kogoś, kto wcześniej interesował się aspektami prawnymi adopcji. No i najważniejsze, czyli adopcja dziecka sama w sobie – radości, zagrożenia, choroby, problemy. Trochę tego dużo. Po takich spotkaniach można było odnieść wrażenie, że chcą nas zniechęcić, pokazać, jak dużo ryzykujemy, jak bardzo ta decyzja musi być przemyślana. Rozmowy z innymi, zadania i już. Czy jesteśmy już gotowi? Po jakimś czasie dostajemy kwalifikację, co oznacza, że tak, że jesteśmy gotowi przyjąć do siebie dziecko.
I tu właśnie pojawia się taka myśl, że tak naprawdę to wszyscy, którzy decydują się na dziecko (adopcję czy też jego poczęcie ) powinni przejść swego rodzaju szkolenie na rodziców. Wiem, że nie jest to możliwe, ale może wtedy niektórzy dwa razy zastanowiliby się zanim poszliby ze sobą do łóżka? Może będąc już w ciąży niektórzy pomyśleliby jak wielka spoczywa na nich odpowiedzialność za drugiego człowieka? Może staliby się wrażliwsi na innych, na inne rodziny, może chętniej pomagaliby i to nie tylko finansowo, ale wspieraliby duchowo?
Część kobiet lubi być po prostu w ciąży, ładnie wyglądać, robić tysiące fotek z brzuszkiem, wrzucać na tzw fejsa i czekać na tysiące lajków. I w zasadzie nie ma w tym nic złego, ale z moich obserwacji czasem na tym niestety się kończy. Wspaniali tatusiowie, mamusie, ale tylko w wirtualnym świecie. Uśmiechnięta rodzina na moment błysku flesza, a potem pustka. Każdy wraca do swoich zajęć, do swojej dziedziny życia. Myślę, że często ludzie nie zdają sobie sprawy, nie mają pojęcia jak działa mechanizm zwany wychowaniem i opieką. W swojej pracy wielokrotnie mam do czynienia ze zdziwionymi rodzicami, że przecież niemożliwe, żeby moje dziecko tak a nie inaczej się zachowało.
W idealnym świecie wiedzielibyśmy to wszystko. W idealnym świecie na lekcjach przygotowania do życia w rodzinie powiedzieliby nam jak działa ten świat. W idealnym świecie nie byłoby miejsca na
rażące błędy rodziców niszczące życie ich dzieci. Z pokolenia na pokolenie przechodzą pewne zachowania, pewne traumy. Nie dziwmy się potem, że dzieci oddane do adopcji pochodzą z rodzin, które również nie dostały od swoich biologicznych rodziców nic – ani miłości, ani wzorców, zupełnie nic. Może właśnie taka adopcja przerwała łańcuszek nieszczęść przechodzących z pokolenia na pokolenie. Może to odrzucenie dziecka staje się szansą na uleczenie całej rodziny, tak by pewne rzeczy mogły zamknąć swój rozdział na zawsze.