Skąd się biorą dzieci w brzuchu.
– Wiem, że dzieci rodzą się z brzuszka. Ale jak one tam w ogóle trafiają?
Te wakacje obfitują w trudne rozmowy. Kolejny raz zostałam zaskoczona pytaniem od mojego już nie tak małego Misiaka. Tylko jak to wszystko ubrać w odpowiednie słowa, by z jednej strony przekazać to co ważne na tym etapie (bociany odpadają) a z drugiej nie “zgorszyć” dziecka (obie moje córki obecnie zasłaniają oczy widząc, że tata całuje mamę lub kreskówkowy bohater przytula równie kreskówkową bohaterkę) Całowanie jest dla nich na razie czymś obrzydliwym, więc korzystając z tego, że pytanie padło późno wieczorem, obiecałam, że wrócimy do rozmowy następnego dnia. Uff. Znów dostałam chwilę, by pomyśleć. Tak naprawdę chciałabym być szczera i bez ogródek powiedzieć co i jak. I pewnie gdyby Misia była starsza tak bym zrobiła. Ale ona ma dopiero 7 lat, więc pomyślałam, że dobiorę takie słowa, by zaspokoić jej ciekawość, ale z drugiej strony nie nastawić jej negatywnie do całej ceremonii poczęcia. Siedzę i myślę. I wiecie co? Nie jest łatwo. Bo o ile dziecku biologicznemu na tym etapie po prostu powiedziałabym, że zrodziło się z miłości mamy i taty, tak tu wszystko jest bardziej skomplikowane i pokręcone. Jak ubrać w ładne opakowanie to, że mężczyzna i kobieta uprawiali seks, a potem ona dowiedziała się, że jest w ciąży i tej ciąży nie chciała, dlatego też oddała dziecko do adopcji.
W Internecie znajdziecie tysiące publikacji na temat jak powiedzieć dziecku skąd się wzięło w brzuchu. Można nawet zakupić specjalne książki, w których świetnie przekazane jest i pokazane na obrazkach jak to wszystko wygląda z punktu biologii. Ale nigdzie nikt nie pisze jak w to wplątać wątek adopcyjny. Bo tu niestety jedno pytanie prowadzi do kolejnego. Nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem: dziecko trafia do brzuszka poprzez …. i na tym koniec. Dziecko może nie powie i nie pokaże swoich wszystkich uczuć, ale tak jak wielokrotnie pisałam, nie wiemy co się dzieje w jego głowie. A dzieje się na pewno dużo, to mogę zagwarantować, bo widzę po moich dziewczynkach jak wracają do mnie z różnymi pytaniami. Świadczy to ewidentnie o tym, że powoli docierają do nich różne informacje, zaczynają je rozumieć, kojarzyć i analizować. Uczą się akceptować prawdę, to, że choćby chciały to ich historia jest i będzie inna niż rówieśników u których mimo wszystko jest to prostsze. My, rodzice adopcyjni, nigdy nie wiemy jakie relacje mieli biologiczni rodzice naszych dzieci. Czy się kochali? Nie jest to wykluczone. Ale jak uczy nas życie w większości poczęcie jest wynikiem przypadku, nie wiadomo kim był ojciec, czy w ogóle wiedział, że partnerka zaszła w ciążę. Mnóstwo dzieci z rodzin patologicznych, gdzie żyje się od imprezy do imprezy, a gdy już dojdzie do zapłodnienia oddaje się do adopcji kolejne dzieci. Kiedyś też o tym porozmawiamy, ale to nie czas jeszcze, by 7-latkę obciążać takimi informacjami, podczas gdy ona po prostu z ciekawości pyta skąd dziecko bierze się w brzuszku mamy.
Nie znalazłszy pomocy na szybko w innych źródłach, postanowiłam kolejny raz zdać się na moją intuicję. Mamy w domu taką fajną encyklopedię Disney’a z Myszką Miki i Mini, które opowiadają o człowieku. Są ciekawostki o oddychaniu, mięśniach, ale również układzie rozrodczym. Powiedziałam więc mojej córce, że aby dziecko pojawiło się w brzuchu, potrzebny jest mężczyzna i kobieta. To była dla niej nowość. Do tej pory rola taty sprowadzała się do … po prostu bycia tatą, przecież to kobieta rodzi dziecko. Teraz otworzyła szeroko oczy.
– Ale jak to?
– Pamiętasz jak sadziłyśmy nasionka do ziemi?
– No tak.
– Nie wszystkie wyrosły, prawda? Ale z niektórych mamy piękne kwiaty.
– Tak.
– Z człowiekiem jest podobnie. Pan ma takie specjalne ziarenka w sobie i wprowadza je do kobiety. Z tego może powstać dziecko.
– No tylko nie mów, że te ziarenka ma tam! , pokazała ręką i nakryła się poduszką.
– Dokładnie tam!
Zaczęłyśmy się śmiać obie, a ona mówi z uśmiechem:
– O nie! To straszne 😉
– Niektóre panie bardzo cieszą się z ciąży, a niektóre niestety nie. Nie chcą być mamą, nie są gotowe, dlatego właśnie decydują się, by oddać dziecko gdy się urodzi takim rodzicom jak my, którzy są bardzo gotowi. I taka właśnie jest po krótce wasza droga do nas. Wy jesteście takimi kwiatami, które pięknie rosną.
Misia poczuła się usatysfakcjonowana odpowiedzią. Za każdym razem staram się tak dobierać słowa, by żadna z nich nie poczuła się niechciana na tym świecie ani przez chwilę . Bo przecież zawsze na nie czekaliśmy 🙂
Oczywiście były pytania co i jak, bo przecież ona do końca nie rozumie wszystkiego jak sama stwierdziła, ale na szczęście jakoś tak wyszło, że “resztę na spokojnie opowiemy jak będzie starsza”. Starsza to nie znaczy za rok czy dwa. Równie dobrze to może być już w następnym tygodniu! Już się boję! Tymczasem Misia zajęła się oglądaniem obrazków rozwoju dziecka w brzuchu, zaszokowana tym, że najpierw każdy wyglądał jak “kijanka” Kiedy siostra wróciła z kąpieli, rozentuzjazmowana Misia krzyczy:
– Popatrz jak każdy człowiek wygląda na początku!
– O nie! To straszne!, potwierdziła Milka.
– To co? Czytamy już Tapiego? (książkę o przygodach Wikinga Tapiego)
– Tak, tak, czytajmy Tapiego.
4 komentarze
Justycha
Też mam już taką podobną rozmowę za sobą, wiek też podobny. Te trudne pytania zwykle zaskakują w najmniej oczekiwanym momencie 😉
izzy
A co to kochana będzie dalej! Aż się boję… Nawet nie samych rozmów, bo może damy radę jakoś 😉 ale boję się jak inne dzieci będą przedstawiać alternatywną rzeczywistość świata. Oby nasze dzieci uwierzyły nam.
olitoria
O Matko! Ufff, aż się zgrzałam z nerwów, że mnie to (znowu) czeka. 😀 😀 😀 Dobrze sobie poradziłaś, kochana 👍
W ogóle, ile ty już wpisów popełniłaś, gdy nie patrzyłam 😀 Muszę powoli nadrobić…
izzy
Oj długo teraz nie pisałam i strasznie zaniedbałam Was wszystkich 🙁