O bułeczce i innych dobrych nawykach
” Mamusiu, dlaczego tak szarpiesz bułeczkę?”, wyrwana z zamyślenia patrzę w miseczkę z Leczo i E., która do mnie podeszła. ” Yyyyy, bo moczę sobie w sosiku. O tak”
~ “Ale nie tak się je bułeczkę, trzeba trzymać za skórkę i ładnie gryźć”
Oto moje 2.8 letnie dziecko robi mi wykład i demonstruje na bułce jak ja dorosły człowiek powinnam ją trzymać. Normalnie nie wierzę. Zawstydzona kładę bułeczkę na talerzyku i przełykam w milczeniu. Ze strachem biorę kolejny kęs i słyszę ” No. Teraz dobrze. Tak trzeba jeść”
Tym samym moja mała mądrala uczy mnie ważnej rzeczy w życiu. Jeżeli czegokolwiek uczysz swoje dziecko, czyń tak samo. Jaką dziecko ma mieć motywację do jedzenia zdrowo, skoro my nie będziemy jeść warzyw i owoców a na naszym stole będzie królować hamburger i chipsy?
“Nie palcie papierosów, są niezdrowe”, słyszałam kiedyś od dyrektora naszego liceum. Jak mieliśmy mu uwierzyć, skoro często stał przed budynkiem i widząc nas chował papierosa za siebie i widzieliśmy tylko dym wyłaniający się zza jego pleców.
Gdy dzieci są małe, chłoną jak gąbka to czego je uczymy, czy to będą dobre, czy złe rzeczy. Codziennie przekonuję się, jak ważne jest to, żeby umiejętnie ważyć każde słowo, przewidywać reakcję, uczyć tych rzeczy, które w przyszłości zaprocentują. Od papek szpinakowych latających po ścianach do kulturalnego, samodzielnego jedzenia przy stole, minęły zaledwie dwa lata. Godziny pracy, często nerwów i wychodzenia z siebie, ale jaki rezultat! Dziś niespełna 3-letnie dziecko potrafi pięknie samo zjeść zupkę, drugie danie i podwieczorek a potem wynieść do kuchni po sobie miseczkę czy talerzyk i powiedzieć “Dziękuję” Robi tak, bo tak została nauczona. Lecz im będzie starsza, tym więcej będzie potrzeba czasu, by te dobre nawyki pielęgnować.
Gdy rozmawiam ze znajomymi, które mają starsze już dzieci, to okazuje się, że to nie jest tak, że dzieci w domu nie pomagają. Zależy czego są nauczone. 17-letnia córka koleżanki sama proponuje, że wyniesie śmieci, jej koleżankę zaś, trzeba siłą wyrzucać na dwór. Dla tej pierwszej pewne rzeczy są po prostu oczywiste, nie traktuje ich ona bowiem jak przymus, jest nauczona, że tak ma być. Dla drugiej, jest to nic innego jak tylko przykry obowiązek.
W wychowaniu dzieci staram się być bardzo konsekwentna, zwłaszcza w rzeczach, które wiem, że w przyszłości są dla nich ważne. Ale odkąd jestem mamą, nieustannie muszę też pracować nad sobą. Nie od dziś wiadomo, że dzieci przede wszystkim uczą się od rodziców, ale kiedyś przeczytałam artykuł, że przeprowadzono badania w USA i rodzic ma największy wpływ na kształtowanie młodego umysłu przez pierwsze 5 lat życia dziecka. Potem do gry wchodzi silny wpływ otoczenia, w którym dziecko się wychowuje. To bardzo niedużo, ale warto zacząć jak najwcześniej. Dziecko słyszy nas przecież od pierwszych dni swojego życia, z dnia na dzień rozumie coraz więcej. Mimo, że na początku miałam wrażenie, że mówię jak do ściany, bo dziecko nie wykazywało żadnego zainteresowania tym co do niego mówiłam, to potem okazywało się, że zaczęło się przysłuchiwać, aż wreszcie rozumieć i nawiązywać konwersację.
Jaki z tego wniosek? Wymagajmy od siebie tego samego czego wymagamy od dzieci. Wtedy i tylko wtedy wchłoną one dobre nawyki, które zakorzenią się tak głęboko, że w dorosłym życiu nikt i nic nie będzie w stanie tego zmienić. W końcu nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego teraz sprawy, właśnie wychowujemy czyjegoś męża, żonę, matkę czy ojca.