O dziadkach adopcyjnych, czyli “Mamo, tato! Będziemy rodzicami!”
Dzisiejszy mój wpis chciałabym poświęcić bardzo ważnym osobom w życiu naszych dzieci, a mianowicie babciom i dziadkom.
Kiedy kobieta zachodzi w ciążę, cieszy się cała rodzina. Wspólnie świętują, zastanawiają się co kto ma kupić na wyprawkę, wyczekują pierwszej fotki z USG. Gdy ciąży jednak nie ma, nie zawsze potrafią wprost zapytać dlaczego. W ich głowach krążą pewnie różne myśli. Może jeszcze nie chcą? Może już dziecko w drodze, ale o tym nie mówią? Spełnieni jako rodzice, chcieliby doświadczyć dziecka od tej drugiej strony. Tej w której liczy się przede wszystkim zabawa, rozpieszczanie, spędzanie razem czasu na nauce czy też kreatywnych czynnościach. Ale dziecka brak.
Z moich obserwacji wynika, że większość rodziców nie potrafi szczerze zapytać, porozmawiać z dziećmi o tym problemie. Być może nie wiedzą jak zacząć, być może nie chcą nas zranić poruszając bolesny temat braku dziecka. Nie zapominajmy, że oni też cierpią. I to cierpią podwójnie, bo z powodu braku potomstwa ich dzieci i ponieważ niewiele tak naprawdę mogą zrobić, by to zmienić.
Do adopcji podchodzą różnie. Jednym bardzo ciężko jest zaakceptować fakt nieposiadania swoich wnuków biologicznych, inni zaś cieszą się, że wreszcie jest szansa na dziecko i szczęście w rodzinie.
Powiedziałam mojej mamie o pomyśle adopcji, kiedy to siedziałyśmy w kawiarni na naszej corocznej kawce z okazji Dnia Matki. Zawsze byłyśmy blisko ze sobą związane i chciałam po prostu szczerze z nią porozmawiać jak kobieta z kobietą. Nie wiem co myślała wtedy kelnerka, bo obie płakałyśmy jak te przysłowiowe bobry. Myślę, że były to łzy ulgi, zarówno dla mnie jak i dla niej. Oboje rodzice zawsze bardzo mnie wspierali, cokolwiek robiłam w życiu, dlatego wieść o adopcji dziecka została przyjęta z pełną akceptacją.
Jeśli chodzi o teściów to nie mogę powiedzieć, też pozytywnie zareagowali na tę nowinę, ale zdziwiło mnie, że w trakcie rozmowy teściowa wyszła. Wiem, że w kuchni wycierała oczy od łez. Do rozmowy już wtedy nie wróciła, tym wyjściem w zasadzie ją zakończyła. Czasem mam wrażenie, że tak jak pisałam kiedyś, ludzi przerasta rozmowa o niepłodności, tak samo chyba jest z adopcją. Nie wiem do tej pory, czy płakała, bo się “poddaliśmy” i wnuków biologicznych nie będzie, czy nadmiar emocji i trudna sytuacja sprawiły, że nie potrafiła sobie z tym poradzić.
Tak czy siak, procedurę rozpoczęliśmy niedługo po informacji dla rodziców o naszej decyzji. Po ukończonym kursie postanowiliśmy przygotować dla rodziców małą prezentację, przekazać im to, czego dowiedzieliśmy się w ośrodku, z książek czy też z historii adopcyjnych.
Nie zapominajmy, że nasi rodzice nie wiedzą tego co my, oni przez kurs nie przeszli, więc nie zdają sobie sprawy z pewnych rzeczy. Nasza prezentacja w Power Point była krótka i rzeczowa. Przede wszystkim chcieliśmy rodzicom uzmysłowić, że to my jesteśmy dla dziecka, a nie ono przychodzi, żeby zaspokoić nasze wymagania co do niego. Mój teść ciekawie zauważył, że najlepiej byłoby, gdyby było to dziecko jakiejś młodej dziewczyny, która nie jest w stanie go wychować. No ba! Takie byłoby najlepsze. Tylko przecież nie o to w adopcji chyba chodzi prawda? Wytłumaczyliśmy wszystkim, że gdy rodzi się dziecko biologiczne to w zasadzie też nie wiemy, czy będzie zdrowe, piękne i mądre. I tak samo jest z adopcją. Jeśli zdecydujemy, że to dziecko nam się urodziło, czy jak inni wolą urodziło się dla nas, kochajmy je takie jakie jest.
Kolejna sprawa, jaką poruszyliśmy to jawność adopcji. Dziadkowie, wspólnie z nami, muszą pomóc dziecku pogodzić się z prawdą. Nie może to być dla nich temat tabu, bo jeśli tak będzie, to dziecku nigdy nie będzie łatwo zaakceptować przeszłość.
Zachęcam do zrobienia takiej prezentacji, czy pogadanki na każdym etapie naszego adopcyjnego rodzicielstwa. Nigdy przecież nie jest za późno, by przekazać to co najważniejsze dla naszych dzieci. Dzięki temu unikniemy popełniania pewnych błędów, wynikających często nie ze złej woli dziadków, a raczej z niewiedzy. Może macie dzieci wymagające specjalnej troski czy też uwagi. Rodzice powinni też mieć wiedzę co mogą zrobić, by dziecku pomóc. Moi teściowie mają biologiczne wnuczki, było więc dla nas szalenie ważne, żeby upewnić się, że będą traktować je jednakowo.
Dziś po prawie 3 latach od adopcji wiem, że dziadkowie pełnią bardzo ważną rolę w życiu swoich wnuczków – nie ważne czy biologicznych, czy też adopcyjnych. Wspierają, kochają i niejednokrotnie mają w sobie pokłady takiej cierpliwości, jakiej rodzicom już brak.
Dziękuję naszym rodzicom, że tak wspaniale podeszli do sprawy adopcji, że przyjęli te dzieci do naszej rodziny. Szczególnie jednak dziękuję moim rodzicom, którzy są szaleńczo zakochani w swoich wnuczkach i nie wyobrażają sobie życia bez nich. Są wsparciem i opoką każdego dnia. Oni sami odmłodnieli o co najmniej 10 lat. Weszli znów do piaskownicy, skaczą po trampolinie, śpiewają piosenki, znają bohaterów bajek na pamięć. Zmęczeni, czy nie, zawsze są gotowi opowiedzieć jeszcze jedną bajkę,czy historię.
Gdy wczoraj żegnaliśmy się przed powrotem do domu, musiałam E. ocierać łzy, które ciurkiem płynęły jej po policzkach. “Tak kochanie, już niedługo dziadek z babcią do nas przyjadą”, musiałam zgodnie z prawdą obiecać, gdy zapięte w fotelikach dziewczynki machały dziadkom przez mokre od deszczu szyby.
2 komentarze
Nasze Bąbelkowo
Mieliście bardzo dojrzałe podejście, robiąc prezentację dla przyszłych dziadków. Ja do tej pory ciągle powtarzam, że oni również powinni odbyć chociaż jedno – dwa spotkania z pracownikami ośrodka adopcyjnego – i obiło mi się o uszy, że w niektórych ośrodkach takie praktyki są podobno rozważane.
Sama akurat należę do osób, które "walą prawdę prsoto z mostu" – więc nie certoliłam się jakoś specjalnie z informowaniem rodziny o adopcji i po prostu któregoś dnia im to oznajmiliśmy podczas wspólnego obiadu. Reakcje moich rodziców – bardzo pozytywne. Teściów – początkowo dość sceptyczne. Aktualnie wszyscy świata poza wnuczkiem nie widzą – i dosłownie płaczą z tęsknoty, kiedy nie mają okazji spotkać się z nim przez kilka dni 🙂
izzy
Wybraliśmy prezentację, ponieważ wydawało nam się, że w ten sposób rodzice będą mogli skupić się przez chwilę na ważnych aspektach adopcji. Kilka slajdów z ważnymi informacjami i tyle. Może to dziwne i dla kogoś zbyt "biznesowe", ale w naszym przypadku zadziałało.
A może to po prostu tzw. "zboczenia zawodowe" 😉 czyli jako nauczycielka uznałam, że tak będzie dobrze. Tak czy siak, rodzice uznali, że prezentacja podobała im się i dała wiele cennych informacji. Pewnie chcieli być mili, tego nie wiem, ale mam nadzieję, że coś to wtedy dało. Dziś tak jak u Was, wszyscy kochają dziewczynki a co ciekawe z moimi teściami mają częstszy i lepszy kontakt niż z ich wnuczkami biologicznymi!
Nie słyszałam o takich praktykach w ośrodkach, ale wiem, że czasem zapraszają na spotkania kandydatów z rodzicami.