Mówić czy nie? A jeśli tak to co? Czyli o tym kim jest ta nowa dziewczynka w naszej rodzinie.
Niedawno miałam okazję gościć w ośrodku, na szkoleniu dla rodziców adopcyjnych. Po mojej prezentacji rozwinęła się bardzo fajna dyskusja na różne tematy związane z rodzicielstwem adopcyjnym. Jedna z par zadała bardzo ciekawe pytanie, ale ponieważ moje dzieci były malutkie, gdy znalazły się w naszej rodzinie, odpowiedź nie była dla mnie oczywista.
Jawność adopcji jest bardzo ważną kwestią w budowaniu prawidłowych relacji nie tylko z naszymi dziećmi, ale również z otoczeniem. Odpowiedź, nad którą zastanawialiśmy się wspólnie z przyszłymi rodzicami adopcyjnymi dotyczyła sytuacji, w której adoptujemy starsze dziecko. Nasza rodzina, przyjaciele, oczywiście są przygotowani na nowego członka rodziny. Ale jak wytłumaczyć kuzynom, że “właśnie urodziło nam się dziecko” i …. przedstawić im kilkulatka?
Prawda. W przypadku adopcji zawsze jest najlepszym rozwiązaniem.
Pamiętacie małą Martę z mojego posta o Adopcji Dziecka Starszego? Przez długi czas, była ona bardzo dumna z tego, że została adoptowana. W jej przekonaniu, było to coś wspaniałego, czym można i nawet powinno się chwalić przed całym światem. I wiecie co? Dla innych dzieci, nie tylko z rodziny, słowo adopcja brzmiało chyba dokładnie tak samo jak jabłko czy obiad. Nawet dla dorosłych, którzy nie mieli nigdy z nią styczności, jest to pojęcie tak abstrakcyjne, że nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co się tak naprawdę kryje pod tym pojęciem. Tym bardziej dzieci. One były zainteresowane tym, czy nowa kuzynka będzie się z nimi bawić, jakie ma zabawki, jaki pokoik. Dzieci w rodzinie przyjęły informację, że jest to dziecko Państwa X, nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły. Owszem, chciały wiedzieć, skąd nagle wzięła się Marta, ale usłyszawszy, że Mama X miała chory brzuszek i nie mogła jej urodzić, najważniejsze było dla nich to, że się odnalazły. Dla dzieci bowiem, nie istnieje pojęcie matka biologiczna i adopcyjna. Istnieje tylko MAMA. Skoro więc Państwo X mówią, że to jest ich córka, to analogicznie jest to ich kuzynka.
W pewnym jednak momencie Marta sama poczuła, że temat adopcji jest czymś, co powinna zachować tylko dla siebie. Mama nie naciskała, ale wytłumaczyła jej, że jest to taka informacja, którą powinna przekazać tylko zaufanym osobom. Tak się też stało. Gdy poszła do szkoły, nie powiedziała nikomu o swoim pochodzeniu. Wie tylko wychowawczyni, ale tę tajemnicę przekazała jej mama Marty w trosce o nią i jej adaptację w nowym środowisku. W rodzinie żadne dziecko nie kwestionuje jej przynależności.
Prawda. Żyjąc nią możemy czuć się wolni i pewni, że na każdym etapie naszego życia i naszych dzieci, możemy spokojnie patrzeć w przyszłość. Prawda zawsze będzie prawdą, kłamstwo kłamstwem, nawet jeśli wszyscy wierzą, że nim nie jest.
9 komentarzy
Hephalump
Tak jak napisałaś: prawda jest najlepszą drogą. Natomiast starsze dzieci (przynajmniej moje) nie chcą by wszędzie i zawsze "epatować" tą prawdą.
Młodsza z moich córek zaskoczyła kiedyś nas mówiąc do mamy: Wiesz oni wszyscy chyba myślą, że ty mnie urodziłaś.
To było o obcych ludziach, którzy byli ze swoimi dziećmi na tym samym placu zabaw.
Ale powiedziała to tak cicho jakby chciała by nikt postronny nie usłyszał.
Pozdr
M
Lady Makbet
Powiem Wam, że ja jestem trochę rozdarta. Zgadzam się z Izzy, że należy mówić prawdę, zresztą nie umiałabym w tym zakresie kłamać – bo nawet pomijając rozterki moralne, musiałabym wymyślić całą historię ciąży i porodu, a nie mam o tym pojęcia. Natomiast kiedy dopadają mnie takie osoby jak D. z mojego poprzedniego wpisu na blogu, to po prostu nie mam ochoty im się tłumaczyć. Jeśli się dowiedzą z innych źródeł – nie zaprzeczę, ale powiem, że nie będę z nimi o tym rozmawiać.
izzy
@Hephalump,Lady Makbet, Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale prawda o pochodzeniu naszych dzieci i informacje o rodzinie biologicznej są sprawą między nami a naszymi dziećmi. Nikt nie ma prawa żądać od nas czegokolwiek na ten temat. To, co przedstawimy światu, to nasz wybór i inni muszą go uszanować. Ja w zasadzie nie mówię nikomu o adopcji, zwłaszcza, że jesteśmy relatywnie nowi w okolicy, bo po co? Nie widzę sensu, by robić z tego jakąś sensację. Ale też tego nie ukrywam. Gdy moja ciężarna sąsiadka, z którą się zaprzyjaźniłam, zapytała mnie, czy mogę polecić jakiś dobry szpital na poród, powiedziałam jej, że nie urodziłam dziewczynek. Nie będę przecież robić z siebie wariata i oglądać na YouTube jak wygląda poród 😉 Ani mi się śni. Chcemy żyć w prawdzie, ale czasem sami ludzie zmuszają nas do tego, by o pewnych rzeczach nie mówić. Do tematu jawności adopcji jeszcze wrócę, tu na razie skupiłam się na reakcji innych dzieci w rodzinie, bo tego dotyczyła nasza dyskusja na szkoleniu adopcyjnym.
Już chyba pisałam to w komentarzu przy poście Lady Makbet na Stożkach, że ja na początku źle się z tym czułam, by asertywnie powiedzieć, że nie chcę rozmawiać o szczegółach adopcji. Teraz nie mam już z tym problemu…
Starsze dzieci myślę, że same decydują co i komu powiedzieć. Marta z mojej historii na początku obwieszczała to całemu światy, gdyż czuła się wybrana. W rodzinie zastępczej zostały inne dzieci a ona znalazła już swoją rodzinę. Potem jednak jak czytaliście, wolała nie mieć już przyklejonej etykiety "adoptowano mnie"
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze.
Hephalump
Z jawnością tak jak ze wszystkim można przesadzić 😉
Masz całkowitą rację w twierdzeniu, że chodzi przede wszystkim o czysty układ między rodzicami a dzieckiem.
Mnie pomaga fakt, że sąsiedzi wiedzą. Nie przeszkadza mi, że właściwe cała wieś wie… Bo tak jest w małych społecznościach. Ważne, że nasza decyzja została zaakceptowana przez naszą małą społeczność. To naprawdę pomaga. 🙂
A poza tym… Nie tylko jest problem taki – co my możemy powiedzieć dziecku o jego przeszłości (rodzinie pochodzenia) – Bo szczerze mówiąc to niewiele o niej wiem. W przypadku starszych dzieci jest jeszcze problem kiedy lub czy w ogóle zdecydują się same mówić o swojej przeszłości. U nas na razie więcej gada młodsza. Ale to przekaz jak z pocztówek pisanych dawniej z wakacji.
Pozdr
M
izzy
Dzieci starsze reagują różnie. Jedne chcą rozmawiać (zwłaszcza te młodsze, max 7 lat), inne zamykają ten rozdział w życiu, przynajmniej na jakiś czas i trzeba wiele wysiłku, by do nich dotrzeć, ale jeszcze jest jedna grupa dzieci, taka w której tworzą one sobie świat alternatywny, wymyślony przez siebie. Kiedyś napiszę o tym. O małych społecznościach zresztą też 🙂
Pozdrawiam
Lady Makbet
My żyjemy w takiej… średniej społeczności 🙂 Jest to o tyle skomplikowane, że chociaż wszyscy się nie znają, to każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kogo my też znamy – czyli obieg informacji i tak istnieje. Tylko czekam, aż dopadnie mnie jakaś ledwie znana osoba z pytaniem "a dlaczego mi nie powiedziałaś, że twoja córka jest adoptowana?" Nie wiedzieć czemu niektórzy ludzie roszczą sobie jakieś dziwne prawo do wiedzy o prywatnym życiu innych…
izzy
Wiesz, ludzie chyba po prostu lubią wszystko wiedzieć o innych. Myślę, że po prostu trzeba nauczyć się nie przejmować i pewnie mówić to co chcemy mówić i stanowczo odmawiać podawania szczegółów naszej adopcji. Ja do tej pory mam z tym problem, gdy np. ktoś pyta "Ale powiedz chociaż, to młodzi byli ludzie?Patologiczni?Zdradź choć jednej szczegół" Staram się wybrnąć z sytuacji, ale ludzie nawet nie zdają sobie sprawy w jakiej niezręcznej sytuacji nas stawiają.
W poście chodziło mi też o takie sytuacje, w których musisz powiedzieć np. innym dzieciom w rodzinie. Z maluszkiem nie ma problemu, ale co powiedzieć starszakom? Tłumaczyć czym jest adopcja, czy po prostu stwierdzić fakt pojawienia się dziecka i tyle.
tygrysimy
W relacji my-Synek oczywiście prawda. Dotyczy to też najbliższych nam ludzi, rodziny, przyjaciół, znajomych. Pozostali – wszystko zależy od sytuacji, relacji. Nie robię z adopcji tajemnicy, ale nie widzę potrzeby informowania o niej wszystkich dookoła. Choć i tak w naszej miejscowości "prawda" (ta prawdziwa i mniej 🙂 sama się roznosi. Co do dzieci w rodzinie… Prosiłam o przygotowanie tych nieco starszych kuzynów. Nie wiem czy moja prośba została spełniona. Tygrys został przyjęty, jak każde inne dziecko. Mieliśmy tylko jedną trudną sytuację z córką przyjaciół, która przejęła się pobytem Tygrysa w DD i odniosła do siebie. Bała się, że sama znajdzie się w placówce. Aż było mi przykro, że zafundowaliśmy dziecku traumę.
izzy
Bardzo dobry pomysł mieliście, by rodzice starszych dzieci sami przygotowali swoje pociechy na przyjście Tygrysa. Myślę, że to lepsze rozwiązanie niż zaskoczenie w postaci "Ojej ciocia, przecież ty nie byłaś w ciąży"
Szkoda, że nie wiesz co im powiedzieli i w jaki sposób. Myślę, że tej dziewczynce to nie Wy zafundowaliście traumę, a jej rodzice. Podejrzewam, że zamiast suchych faktów, które wg. mnie w takiej sytuacji są chyba lepsze, skomentowali może coś w stylu biedny maluszek, porzucony, ciocia i wujek go przygarnęli itd.
Kurczę, i znów wychodzi na to, że ze wszystkim trzeba bardzo uważać. Nawet jak sytuacja nie dotyczy bezpośrednio naszego dziecka, to jednak może ono zinterpretować to po swojemu i odnieść do siebie. Mam nadzieję, że dziewczynka nie przeżywała tego zbyt długo.