Kiedy byłam chyba w drugiej klasie szkoły podstawowej, rodzice grali w totolotka, więc i ja czasem skreślałam swoje numery (nie było wtedy jeszcze czegoś takiego jak “na chybił trafił”) Zwykle oczywiście nic nie wygrywałam, ale … pewnego dnia bingo! Miałam trafione 4 z 5 cyferek! (To chyba nazywał się wtedy Mały Totolotek) Niestety okazało się, że takich jak ja było wielu i fortuny nie zbiliśmy, ale wygrana to wygrana. Z tym, że wiecie co? Nie mam pojęcia co się z nią stało. Oczywiście moja mama do tej pory twierdzi, że nie wie na co wydali te pieniądze, ale kto by jej tam wierzył 😉 Tak czy siak, moja dobra passa trwała. Za jakiś czas, znów trafiłam 4! Tym razem wygrana była większa (choć też nie na tyle, żeby sobie kupić auto, czy dom), a ja postanowiłam przypilnować tego co jawnie mi się należało za skreślenie właściwych liczb. Ponieważ wygrana była powyżej jakiejś tam sumy (było to jeszcze przed denominacją) to musieliśmy zgłosić się do oddziału głównego (mniejsze wygrane mogły być odbierane w lokalnych punktach) W głowie już układałam sobie listę rzeczy, która była mi niezbędna do życia, a teraz gdy na horyzoncie pojawiła się gotówka, miałam nadzieję na spełnienie większości moich zachcianek. Jak się ta historia zakończyła? A no cóż, jedyną nagrodą jaką wtedy dostałam za wytypowanie wygrywających liczb było zabranie mnie na lody do Hortexu… Dobre i to pomyślałam i zażyczyłam sobie najbardziej wypasioną porcję z bitą śmietaną i owocami. Rodzice nie mogli odmówić, więc zjadłam co moje, a na “deser” zażyczyłam sobie gorącą czekoladę (dla wyrównania temperatury posiłku) Ptaszki ćwierkają, że reszta kasy poszła na życie, jak to się potocznie mówi, ale gdybym miała ten rozum co teraz, to pewnie przetrzepałabym zawartość szafy mojej mamy i sprawdziła, czy przypadkiem nie pojawiły się tam jakieś nowe ubrania… A niech to!
Jeden z wrześniowych wieczorów. Zostaję oddelegowana do położenia dziewczynek spać, gdyż mąż jedzie do banku znajdującego się w jednym z Centrów Handlowych. Na miejscu okazuje się, że placówka nieczynna, w pośpiechu nie wziął karty, więc nie może skorzystać z wpłatomatu. Puka się w głowę i zły na siebie wraca do domu. Koniecznie musi tę sprawę dziś załatwić, więc zabiera kartę i wraca do miejsca przeznaczenia. Tym razem wszystko udaje się załatwić bez problemu, pieniądze wpłacone, można wracać na kolację. W pewnym momencie, jego uwagę przykuwa punkt Lotto. Hmm, przyznaję, że zdarza nam się, choć niezbyt często, kupować zdrapkę za jakieś 2zł, a ostatnio wciągnęliśmy w hazard dziewczyny pozwalając im zdrapać słonie na takiej za 1zł. Jak potem Pan Mąż relacjonował, coś mu podpowiadało, żeby za kilka złotych, które miał w kieszeni coś kupić, żeby odwrócić pecha, jakiego miał z jeżdżeniem do tego banku. Pani zamykała już stoisko, ale udało się. Za wszystko co miał, kupił więc jedną zdrapkę za 2zł oraz jedną za 1zł . Ze słonikami były dwie. Jak potem okazało się, wybrał tę dobrą 🙂
Następnego dnia, E. zdrapywała łyżeczką kartkę i nagle słyszymy “Mam słonika!” Nie podskoczyłam do góry, myślałam, że wygrała może 1zł, ale sama zdrapując pole z kwotą wygranej mało nie zemdlałam, gdy zobaczyłam widniejącą sumę 1.000zł! Cóż, za taką kwotę może też samochodu nie kupimy, ani nie pojedziemy na wypasione wakacje, ale zamienić złotówkę na tysiaka to już jest coś! Dziewczyny obie cieszyły się z wygranej, w zasadzie najbardziej z tego, że szukały słonika i go znalazły, a my obiecaliśmy im nagrodę. Za pieniądze ze zdrapki kupiliśmy im bilety na rewię Disney On Ice, a reszta… co cóż, żeby tradycja została podtrzymana, to co zostało poszło na życie, czyli rachunki, zakupy…
Disneyowska rewia na lodzie odbyła się wczoraj. Muszę wam powiedzieć, że nie żałuję tej decyzji. Przedstawienie było przygotowane profesjonalnie, dialogi oryginalne, przepiękna scenografia. Najlepiej jednak jeżeli dziecko zna wszystkie bajki (w tym roku było to Toy Story, Mała Syrenka, Auta oraz Kraina Lodu) Jak dla mnie to ok.40 minut poświęcone na Toy Story to było za dużo, zwłaszcza dla moich dziewczyn, które tej bajki akurat nie znają. Po 15 minutach J. pytała, czy już idziemy 🙂 Nie zabrakło oczywiście klasycznych postaci takich jak Myszka Mini i Miki, które prowadziły całe show, więc ogólnie wytrzymała całe 2h (z 15-minutową przerwą) Były jednak momenty, w których J. przestraszyła się np. gdy było ciemno, muzyka dość głośna i wchodzą żołnierze.
|
Toy Story |
|
Toy Story |
|
Toy Story |
|
Mała Syrenka |
Ken i Barbie, którzy swoje role mieli dość rozbudowane, zostali uznani przez E. za …. mamę i tatę. Ona chyba już tak ma, że kobietę kojarzy z matką, a mężczyznę z ojcem. Cóż, znając te postacie pewnie nie prędko zdecydują się na rodzicielstwo, choć powiem szczerze, to mógłby być hicior – ciężarna lalka Barbie. Kolejne wydanie – Barbie super mama. Co sądzicie?
|
Miki, Mini i inni |
|
Auta |
|
Auta |
|
Kraina Lodu |
|
Kraina Lodu |
|
Kraina Lodu |
Najgorsze z tego wszystkiego były oczywiście ceny różnych oryginalnych Disneyowskich pamiątek i zabawek. E. upatrzyła sobie watę cukrową za jedyne … 35zł. Wprawdzie do tego była czapeczka w kształcie bałwana Olafa, ale perspektywa wydania 70zł na takie coś (oczywiście trzeba byłoby kupić 2 sztuki) była przerażająca. Mieliśmy wrażenie, że ceny mają stałe, przeliczają jedynie na inną walutę. Niecałe Euro za watę jest ok, ale 35zł? Sprzedawcy mówili po angielsku, więc domyślam się, że oni też z krainy Disneya, łącznie ze swoimi bajkowymi cenami. Jedyne na co się skusiliśmy to hot dogi, gdyż oczywiście dziewczyny zrobiły się głodne. To akurat było wkalkulowane w ten wypad. Jedna sztuka z 10zł, żebyście nie myśleli, że tu ceny były normalne…
Po chwili E. dopadła maleńki soczek, nie powiem za ile, żebyście nie spadli z krzesła, ale tu na szczęście mieliśmy swoje picie. Moja negatywna odpowiedź na prośbę zakupienia tegoż soczku spotkała się z wielką rozpaczą i łzami ze strony mojej starszej córki. Wzięłam ją więc na bok i wyjaśniłam, że mamy swoje picie, a wszystkie rzeczy jakie tam sprzedają są strasznie drogie, a my nie mamy aż tyle pieniążków. Łzy spływały jej po buzi, ale po chwili stwierdziła “Dobrze, to ja wezmę tylko hot- doga”
|
Pamiątki i zabawki |
To chyba było takie nasze pierwsze wielkie zderzenie z tym, że świat oferuje tyle wspaniałych rzeczy, a nie wszystko można mieć. Może pomyślicie, że jestem sknerą, że żałuję dziecku zabawki, w końcu ze zdrapki było tysiąc złotych, ale szczerze mówiąc ja nie lubię wydawać pieniędzy tam, gdzie nie muszę. Obiecałam dziewczynkom, że napiszemy do Mikołaja w liście, co podobało im się na tych straganach, może coś z listy Mikołaj przyniesie pod choinkę. Nie było krzyku, nie było płaczu, czy wymuszania. E. na ile potrafiła zrozumiała sytuację, potem opowiadała babci, ile to fajnych rzeczy było, ale my nie mieliśmy pieniążków, żeby to wszystko kupić.
Na pewno coś fajnego znajdzie się pod choinką w tym roku. Większość z tych rzeczy można przecież kupić w innych sklepach i to za rozsądniejszą cenę.
Mam nadzieję, że dziewczyny fajnie zapamiętają ten dzień, nie wiem co lepsze, te moje lody w Horteksie, czy ta rewia na lodzie, ale cóż, o tym przekonamy się za kilka lat.
|
Wygrana zdrapka- żeby nie być gołosłownym … 😉 |
10 komentarzy
Lady Makbet
Po pierwsze – gratuluję wygranej! 1000 złotych to jest bardzo dobra kwota, bo z czystym sumieniem można ją wydać na przyjemności 😉
Po drugie – nie uważam, żebyś była sknerą. Przeciwnie! Podziwiam konsekwencję, bo mnie by pewnie kusiło, żeby kupić małej te pierdoły, skoro i tak wygraliśmy. Natomiast Twoja/Wasza postawa jest o wiele bardziej wychowawcza. Nic, tylko brać przykład.
Po trzecie – uwielbiałam chodzić na rewie na lodzie na Torwarze 🙂 Mama z babcią mnie zabierały w dzieciństwie, niesamowite wrażenie!
izzy
Wiesz, może gdyby te 1000zł faktycznie było tylko dla przyjemności to byłoby inaczej, ale człowiek ma tyle potrzeb, że taka wygrana pokryła po prostu jakąś ich część, przyszła w momencie, kiedy jej potrzebowaliśmy, więc nie można było sobie pozwolić na wydanie całej sumy. Myślisz, że naprawdę skusiłabyś się na watę za 35zł, T-shirt za 60zł, albo maskotkę Elsę za 95? :)) żeby to cholera jeszcze warte było tych pieniędzy, a watę zjesz w 10 minut, T-shirt był naprawdę średni a maskotka niekoniecznie podobna. Jeszcze jakby coś to były chorągiewki z papieru za 25zł 😉 Takie to powinni za darmo rozdawać!
A na jakiej rewii byłaś? 🙂 Ja byłam w życiu może na trzech i nie żałuję.
Lady Makbet
Na jakiej rewii byłam? Teraz to mi zabiłaś ćwieka… Na pewno na Disney on Ice, bo pamiętam te gigantyczne Myszki Mickey… byłam też na jakiejś związanej z karnawałem w Rio i chyba na jakiejś baśni… ale teraz, po ok. ćwierć wieku, to trudno mi sobie dokładnie przypomnieć.
A czy bym się skusiła na watę za 35 zł, tego nie wiem. Powiem Ci, jak Księżniczka będzie starsza 😀
izzy
To zazdroszczę Disneya jako dziecko 🙂 Musiało to być niesamowite przeżycie dla małej dziewczynki.
Mam nadzieję, że jednak nie dasz się skusić 😉
Buziaki
Dziubasowa
Ale super, GRATULACJE! 😀
Fajne zdjęcia, zawsze się zastanawiałam jak wygląda ten Disney na Lodzie – dziewczynki musiały być podwójnie zachwycone – wygrana zdrapka i jeszcze takie show 🙂
Niech mąż częściej kupuje losy, ma szczęście! 🙂
izzy
Dziękuję :)) Zdjęcia jako takie, bo niestety dość ciemno było i tyle co można wykrzesać ze swojego telefonu. Ja naprawdę polecam, warto iść zarówno z dziewczynką jak i chłopcem (choć na pewno sama jazda na lodzie spodoba się bardziej dziewczynkom) Według mnie optymalnym wiekiem jest 3+, bo jednak przedstawienie trwa 120minut i dla niektórych dzieci może być to za długo. Poza tym tak jak pisałam, młodsza przestraszyła się kilka razy hałasu i jak zwykle raz popłakała ze wzruszenia (nie mogę z nią z tym wzruszaniem się jak tylko leci melancholijna piosenka) Jak macie okazję to koniecznie się wybierzcie!
Mąż już chyba wyczerpał wygrane losy od życia, w końcu wygrał te 1000zł i (śmieję się do niego) taką fajną żonę hahahahaha. Żartuję oczywiście. Ostatnio też kupił tego słonia i wygraliśmy… 1zł 😉
pzdr.
pankracja
Jejku, jak ja wam zazdroszczę. Widziałam reklamy rewii w telewizji, ale z tego co pamiętam, to najbliższa jest jakieś 300 km od nas, więc na rodzinne popołudnie raczej się nie nadaje 🙁
izzy
300km to faktycznie sporo 🙁 Ale możecie w następnym roku zaplanować np. cały weekend, te rewie są zwykle właśnie o tej porze roku, kiedy i tak nie ma nic ciekawego do roboty. Można połączyć jeszcze z inną atrakcją np.odwiedzeniem znajomej z bloga na kawkę 😉 (oczywiście jeśli wybralibyście Torwar) Ogólnie polecam.
Ahaja
Ojejuśku!!! Ale fajnie! A mi się nic takiego nie przytrafia… Nawet opieprzam Tomka, gdy raz na ruski rok kupi sobie zdrapkę. No, bo to dwa zeta w błoto! Zawsze! A za te 2 mogę Tamaludze na ten przykład odpalić wóz strażacki (bujawka na rynku)… Co do rewii, to chciałam pójść gdy dziewczyny były młodsze, ale jakoś się nigdy nie składało. A Tamaluga zdecydowanie za mała. Z tym jej ADHD, odpowiednia będzie za jakieś 18 lat. 😀
Ale gratuluję!!!
izzy
Hahaha, to nie ADHD kochana tylko energia ;);) Moje też są takie, ale powiem ci, że były ogólnie oczarowane, szczególnie tak jak pisałam starsza. Młodsza po 15 minutach pytała, czy już idziemy, potem leżała (dosłownie) u męża, potem u mnie na kolanach i podobało jej się, choć uważam tak jak ty, że to zbyt małe dzieci (a moja przecież trochę starsza od Tamalugi), żeby nacieszyć się pokazem. I koniecznie muszą znać bajki.
Co do zdrapek czy Lotto, w które w ogóle nie gramy, to zdarza nam się kupić jak to się mąż śmieje "do kawki" (w sensie rezygnujemy z ciastka i za to drapiemy kartkę :P) Tak z ciekawości ci powiem, że koleżanka zażyczyła sobie na ślub zamiast kwiatów kupony Lotto. I nic! Zero! Miała ich ponad 100 i poszły do kosza. Inna zaś dostała właśnie zdrapki i wśród nich były wygrane. Może niewiele, tak jak u nas, auta nie kupisz za to, ale np. te 1000zł to już coś.
A swoją drogą te wszystkie atrakcje dla dzieci to mnie wkurzają. Wrzucę 2zł, pojeździ 30sekund i już. Oczywiście dziewczyny wołają o jeszcze, no ale wtedy zwykle "nie mamy już pieniążków" 😀
P.S. Nie jestem pracownikiem Lotto, żeby nie było, że namawiam do hazardu hahaha