Bo wielkie rzeczy przychodzą małymi krokami.
Miał być dziś post o tym, że zakończył się rok szkolny, że zaczyna się długi weekend, że mamy na niego tyle planów. Będzie jednak bardziej poważnie, bo wracam tak króciutko do tematu braku dziecka, niepłodności, przedłużającego się oczekiwania na telefon z ośrodka. Tak się akurat złożyło, że aż 3 moje koleżanki oczekujące na macierzyństwo mają mały kryzys, więc postanowiłam znów napisać parę słów na ten temat.
Powiem wam tak. Czasem po prostu trudno odnaleźć wiarę w to, że coś w naszym życiu się zmieni. Ileż razy słyszymy, że na nas też przyjdzie kolej, albo, że w końcu doczekamy się tego telefonu. I co z tego. My to wszystko wiemy, wiemy, że bez dziecka da się żyć, wiemy, że nie tylko wokół niego życie się kręci. Co z tego, że wiemy, skoro to nadal boli? Są lepsze i gorsze momenty. Staramy się żyć normalnie, bo cóż nam pozostało, ale ten pancerz jest tak kruchy, że czasem wystarczy jeden malutki szczegół, by nasz misternie przygotowany mur zawalił się w sekundzie, jak gdyby był zrobiony z piasku. Nie mam gotowej recepty na to, by było lepiej. Takie słabsze momenty trzeba po prostu przetrwać. Ale pamiętajcie o jednym. Niepłodność, niemożność urodzenia dziecka, to nie kara dla nas, ani nie wyrok dożywotniego cierpienia. Nie ma sensu więc zadawanie sobie pytań: dlaczego ja, dlaczego ona może a ja nie, co takiego ma ona, czego ja nie mam, czym sobie zasłużyłam i tak dalej i tak dalej. Świat tak już jest skonstruowany, że mamy do czynienia z dobrem, radością, sprawiedliwością, ale również z nieszczęściem, smutkiem, żalem. Może nie udało się od razu zajść w ciążę, ale potrafimy o nią walczyć. Czasem z sukcesem, a czasem nie. Może nie zostaliśmy rodzicami biologicznymi, ale zostaliśmy obdarzeni umiejętnością pokochania dziecka, które urodziło się w innej rodzinie. Wiem, że trudno traktować niepłodność jako dar a nie przekleństwo, ale uwierzcie mi, czasem w życiu po prostu trzeba przyjąć to co dostajemy od losu. Kto wie, może właśnie mamy przed sobą największy skarb na świecie, który po prostu kiepsko został zapakowany. No i nade wszystko nie zapomnijmy, że:
WIELKIE RZECZY PRZYCHODZĄ MAŁYMI KROKAMI.
Na ten długi weekend (kto ma oczywiście 🙂 ) życzę wam spokoju i wytchnienia od rzeczywistości. Mam nadzieję, że uda wam się nabrać dystansu do wszystkich spraw, czy to praca, czy niepłodność, czy jakiekolwiek inne problemy. Ja na jakiś czas się z wami żegnam, do zobaczenia!
4 komentarze
olitoria
No, to pa pa! Buziaki!
izzy
Już jestem 😉 Wszystko co dobre szybko się kończy 🙁
Anonimowy
A ja dzisiaj miałam okazję trochę tego szczęścia zobaczyć na własne oczy:) niesamowity zastrzyk dobrej energii! <3 Aniutek
izzy
Aniutek! Strasznie się cieszę, że mogłam Cię poznać osobiście :* Ściskam i czekam z Tobą <3