Testy adopcyjne. Wychowanie.
Jednym z testów dla kandydatów na rodziców adopcyjnych był w naszym ośrodku test dotyczący sposobów wychowania dziecka. Psycholog wyjaśniła nam, że pomimo tego, iż dziecka fizycznie jeszcze nie ma, każdy człowiek ma już pewne wyobrażenie tego, w jaki sposób chciałby je wychować. Oczywiście teoria teorią, w praktyce wiele może się zmienić, lecz taki test daje kolejny obraz do układanki pod tytułem jacy jesteśmy. Pisałam już wcześniej o tym, że oceniani jesteśmy nie tylko na testach, ale również dajemy świadectwo swoich ubiorem, zachowaniem oraz postawą.
Na podstawie twoich odpowiedzi, panie z ośrodka będą mogły określić między innymi następujące rzeczy:
– Czy w planowanym sposobie wychowania jest miejsce na szacunek dla dziecka i jego indywidualności.
– Czy będziesz oczekiwać bezwzględnego posłuszeństwa od dziecka, czy też będziesz potrafiła/potrafił pójść na kompromis.
– Czy dasz dziecku swobodę w realizowaniu własnych pomysłów i pasji.
– Czy będziesz wspierać swoje dziecko w trudnych sytuacjach.
– Czy umiesz wybaczać.
– Czy dasz dziecku przestrzeń do prywatności, do posiadania sekretów.
– Czy masz tendencje do kontrolowania każdej sfery życia, a w przyszłości także życia dziecka.
– W jaki sposób planujesz przygotować dziecko, by dobrze funkcjonowało społecznie
– Jaką więź jesteś w stanie wypracować z dzieckiem.
– W jaki sposób będziesz się starać zadbać o prawidłowe relacje rodzic-dziecko
– Na ile jesteś w stanie poświęcić się dziecku.
– Jak ważna jest dla ciebie samorealizacja w kontekście rodzicielstwa.
Pamiętajmy jednak, że jest to test na wychowanie, nie opiekę nad dzieckiem. Panie w ośrodku doskonale zdają sobie sprawę z tego, że małe dziecko bardziej kontroluje się pod względem poruszania się po domu niż kilkulatka. Dlatego, gdy zobaczycie na przykład takie pytanie:
Gdy mojego dziecka zbyt długo nie ma w domu bardzo się martwię.
I odpowiedzi: To mnie zdecydowanie dotyczy. To mnie czasami dotyczy. To mnie zdecydowanie nie dotyczy.
nie miejcie na myśli 3-latka, który najprawdopodobniej zawsze jest przy was. Pytanie takie nie ma na myśli konkretnej sytuacji, w której mniejsze dziecko, czy nastolatek znika z domu. Odpowiedź jednak daje pewien obraz naszej osoby. Jeśli na przykład zaznaczycie ostatnią alternatywę, będzie to prawdopodobnie oznaczało brak troski, a nie dobre stosunki z dzieckiem i wiarę w to, że jest rozsądne i nic mu nie grozi. Pierwsza odpowiedź zaś, może oznaczać waszą nadopiekuńczość. “Czasami” mówi nam o tym, że w zależności od sytuacji może nam się to zdarzyć, ale nie jest tak za każdym razem. Oczywiście nikt nie określi waszej osobowości na podstawie jednej odpowiedzi, ale pamiętajmy, że pytań jest dużo, powtarzają się i można dzięki nim wywnioskować na przykład czy jesteś osobą wrażliwą i opiekuńczą, czy despotą.
Po co to jest potrzebne?
Dobierając rodziców do dziecka, ośrodek musi wziąć pod uwagę to, kto będzie mógł się nim najlepiej zająć. Postawy wychowawcze nie są tu bez znaczenia. Jeżeli dziecko jest wrażliwe i potrzebuje dużo troski oraz zrozumienia, ośrodek będzie szukał takiej pary, która mu to zapewni. Z drugiej strony, jeśli dziecko jest nadpobudliwe i agresywne, musi znaleźć się w takiej rodzinie, która znajdzie odpowiednie metody wychowawcze by sobie z nim poradzić. Na pewno zastanawiacie się, co się dzieje w przypadku mniejszego dziecka, tu przecież nie da się dokładnie stwierdzić jakie ono będzie. Owszem, ale w dużej mierze ewentualne postawy i następstwa obciążeń daje się przewidzieć na podstawie historii matki dziecka. Jeżeli nawet dziecko nie ma stwierdzonego FASu, a matka piła w ciąży, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości wystąpią tego następstwa w jakimś wymiarze. Dlatego też przyszli rodzice powinni być przygotowani na taką ewentualność i tak dobrani do dziecka, by w przyszłości zmierzyć się z tym problemem jeśli on wystąpi. Dzieci takie prezentują bowiem szereg zachowań do których nasze metody wychowawcze trzeba będzie dostosować.
Jak to było u nas?
Jeszcze zanim zostaliśmy rodzicami, my również mieliśmy jakieś wyobrażenie tego w jaki sposób chcemy stworzyć i ukształtować naszą rodzinę. Bardzo denerwowały mnie komentarze ze strony ludzi już wtedy posiadających dzieci twierdzących, że to tylko teoria, że na pewno mi się zmieni, że zobaczę jak to jest jak już się doczekamy upragnionego potomstwa. Dziś, po tych 5 latach mogę z czystym sumieniem wam napisać, że nasza teoria niewiele różni się od tego, co stosujemy w praktyce, a sposób wychowania dzieci idzie dokładnie takim torem jakim założyliśmy. Teraz może kilka słów wyjaśnienia, ponieważ można to odebrać jako brak elastyczności z naszej strony. Tak nie jest. Pewne zachowania i wartości wpajamy dziewczynkom od samego początku, ponieważ wierzymy, że jest to dla nich bardzo ważne. Staramy się dostosować do ich potrzeb, podchodzić do każdej z nich bardzo indywidualnie, lecz w sprawach, które są teraz ważne lub będą miały duże znaczenie w przyszło
ści jesteśmy konsekwentni i nieustępliwi. Wszystko to, co dzieje się teraz nie jest bez znaczenia i przygotowuje je to do życia w dorosłości. W ten właśnie sposób planowaliśmy podejść do rodzicielstwa i tak postępujemy w rzeczywistości.
Po nieco ponad roku od zrobienia adopcyjnego testu w teorii, miałam okazję zmierzyć się z nim ponownie, gdy urodziła się młodsza córka. Wszystkie odpowiedzi były takie same. Mówi się, że dziecko zmienia wszystko. To prawda. Ale przy niektórych rzeczach warto wytrwać.
Powiązane wpisy:
adopcja-dziecka-pytania-i-odpowiedzi
14 komentarzy
Aaaa
Też mieliśmy te testy. Fachowo to się chyba nazywa skala postaw rodzicielskich czy jakoś tak. Rozwiązywaliśmy je chyba 3 razy (raz jako jeszcze bezdzietni i dwa razy przed drugą adopcją) i muszę powiedzieć, że ten pierwszy raz był jednak dla mnie dziwny. Sporo w tym teście jest pytań, na które odpowiedź – mz – zależy jednak od wieku dziecka (np. niepokoję się gdy nie wiem co robi moje dziecko, uważam, że kontroluję moje dziecko na każdym kroku – to tylko dwa przykłady) ale też i jego charakteru (np. pytania dotyczące trzymania szeroko pojętej dyscypliny). Dużo łatwiej rozwiązywało nam się ten test gdy oceniana była nasza postawa w stosunku do konkretnego dziecka (i nie chodzi tylko o jego wiek ale również o charakter) i chociaż ogólna tendencja była podobna jak przed dzieckiem to jednak konkretna perspektywa sprawia, że człowiek bardziej refleksyjnie podchodzi do odpowiedzi. Inspirowana Twoim postem postanowiłam jeszcze raz odpowiedzieć na te pytania i choć wydaje mi się, że tendencja nadal jest podobna to w moich odpowiedziach jest jeszcze mniej odpowiedzi kategorycznych (z początku lub końca skali) niż kiedyś. Chyba bycie rodzicem sprawiło, że stałam się jednak mniej kategoryczna a bardziej elastyczna. Aglaia
izzy
Ja starałam się i staram nadal unikać wszelkich skrajności, bo przy dziecku tak jak piszesz, najważniejsza jest elastyczność. Z pewnych rzeczy na pewno nie zrezygnuję i pilnuję niczym strażnik 😉 np. mycie rąk czy zębów, ale już z innymi na pewno warto pójść na kompromis. Mam taką koleżankę, u której są wieczne awantury wynikające głównie z tego, że ojciec i córka (teraz ma 7 lat, ale to trwa od urodzenia) mają dominujące charaktery i wiecznie ze sobą walczą. Ojciec uważa, że należy mu się bezwzględne posłuszeństwo z racji tego, że po prostu jest ojcem, wyższym w randze. Mówi, że on też tak został wychowany. Ja się nie wtrącam, ale to po prostu tak nie działa. Wystarczyłoby pójść czasem na kompromis i wysłuchać racji dziecka…
A Ty masz te testy, że robiłaś je ponownie?
Aaaa
Te testy możesz znaleźć w internecie albo kupić książkę 😉 . Co nam wyszło w tych testach to z grubsza wiem z papierów z OA – zrobiłam sobie kopię wszystkich jak składałam wniosek do sądu. Aglaia.
izzy
No proszę, nie wiedziałam 😉 Dzięki.
No właśnie ja nie mam żadnych papierów, tylko to co pamiętam. Jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby kopiować. Chyba jesteś prawnikiem 😉
Aaaa
Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Ale zrobienie sobie kopii dokumentów przed ich złożeniem gdziekolwiek to dobry nawyk 😉 . A.
Uśmiech w oczach
My te testy rozwiązaliśmy zdaniem OA "za dobrze", co wzbudziło ich podejrzliwość, bo myśleli, że znaliśmy te testy i nauczyliśmy się jak je rozwiązać… Rozwiązywaliśmy więc test ponownie – tylko tym razem jakąś inną, ponoć nowszą wersję. Rozmawialiśmy ponownie z panią psycholog…i usłyszeliśmy, że ona właśnie po tej rozmowie wie, że te testy nam wyszły tak jak miały wyjść, że w zasadzie dopełniają wszystko to o czym mówiliśmy w trakcie spotkań, naszą postawę.
izzy
Dokładnie. Bo te testy i inne składają się na ogólną ocenę naszej osoby. Tak jak pisałam, liczy się to co mówisz, jak mówisz, jak się zachowujesz. Dlatego nie ma się co martwić, że jedno pytanie nam nie wyjdzie, czy, że z czymś zawalimy. Może i dałoby się "oszukać" i przedstawić siebie w innym świetle tylko po co? Chodzi przecież potem o dobry dobór dziecka, na miarę naszych możliwości. Jeżeli ktoś załóżmy wykreuje siebie na bardzo silną osobę i ukryje swoją wrażliwość, to może się okazać, że nie poradzi sobie z dzieckiem. Tak jak pisałam to niby tylko teoria, czasem ktoś dużo wie, a potem rzeczywistość go przerasta, ale jednak sporo mówi o naszej postawie wobec całego rodzicielstwa. Szkoda, że takie testy nie są częścią szkoły rodzenia 😉 Przydałoby się, żeby przeszkolić również niektórych biologicznych rodziców.
Lidia
No to ja na tych testach nie zabłysnęłam, niestety. Dostaliśmy do rozwiązania testy, które używane były pierwszy raz na naszej grupie, OA nawet nas o tym poinformował. Nasz opiekun zasugerował, żebyśmy nie zmylili się podwójnymi albo potrójnymi zaprzeczeniami. No i tak mnie to zmyliło. Może byłam już bardzo zmęczona po pracy, może sama forma pytań z tyloma zaprzeczeniami była dla mnie za bardzo zagmatwana, a na pewno już nie była logiczna.
No i tak po testach mieliśmy spotkanie indywidualne z panią psycholog,bo okazało się że mąż jest "normalny", a ja dziwnie trudna do określenia 🙂 Gdy psycholog zadawała mi normalnie pytanie z testów i czekała na moją odpowiedź, wychodziło że mam zupełnie poprawne podejście wychowawcze. Gdy zaś sama zakreślałam na teście odpowiedź, wyszły kwiatki.
Np:"Nie jest prawdą, że się nie martwię, gdy dziecka nie ma w domu" – "zupełnie się nie zgadzam" 🙂
Czy nie można zadać pytania normalnie? Takich pytań mieliśmy 330. Ktoś tworzący te pytania ewidentnie minął się z powołaniem. Powinien współpracować z MI6 a nie OA 🙂
Poza arkuszem 330 pytań, mieliśmy jeszcze 50 otwartych (tu już wypadłam dobrze) i kilka spotkań z psychologiem.
Zgodzę się z Aaa, że dużo łatwiej odpowiadać na takie pytania gdy myślimy o konkretnym dziecku, znamy jego wiek, płeć i usposobienie.
Porównania teorii z praktyką chyba nie uda mi się zrobić, bo testy rozwiązywaliśmy w 2016r i już dziś mało z nich pamiętam.
izzy
Lidio! W ogóle bardzo Ci chciałam podziękować, że przypomniałaś mi o jednej ważnej sprawie. A mianowicie, gdy powstał pomysł napisania o tych testach, miałam wspomnieć właśnie o tym, o czym Ty napisałaś w komentarzu, a ja we właściwym tekście zapomniałam! Chodzi właśnie o formę tych pytań. Dla mnie te testy pisał chyba jakiś wielbiciel zagadek i labiryntów! Potrójne zaprzeczenia, przeczące słowo przeplatające się z pozytywnymi dają kręćka w głowie. Ja niektóre pytania czytałam kilka razy, żeby się nie pomylić w odpowiedzi, bo okazałoby się, że zamiast w lewo to zdecydowanie poszłabym w prawo. Jednym słowem koszmar.
Ostatnio rozmawiam z córkami koleżanki. Jedna mówi: Nie lubię szkoły. Druga: A ja nie nie lubię. (w sensie chciała pewnie zaprzeczyć zdanie siostry) a ja na to: czyli lubisz szkołę? No tak, odpowiedziała 😉 Także cóż, mam nadzieję, że ta dziewczynka nie będzie kiedyś pisała pytań na egzaminy 😀
Tak, to prawda, że teoria i praktyka to zupełnie dwie odmienne rzeczy, ale nawet patrząc po tym przykładzie, który podałam Aglai. Założę się, że ten mój znajomy od zawsze wiedział, że w ten sposób będzie chciał wychować córkę/dziecko. Nawet zanim się pojawiło. Po prostu kontynuował założenia jakie miał w głowie i kompletnie się nie dostosował do malutkiego człowieczka. W końcu jak już nie potrafili sobie z nią poradzić to koleżanka się przyznała, że stosowali klapsy… No i wiesz, jeden sobie przemyśli, że skoro moje metody nie przynoszą efektu to może nie są dobre, a drugi znajdzie inny sposób, by wyegzekwować to, czego chce.
olitoria
Szczerze mówiąc nie rozumiem pytania "Jaką więź jesteś w stanie wypracować z dzieckiem". WTF?
Ja pewnie nie przeszłabym testów 😀 zapewne też dlatego, że nigdy nie planowałam jak wychowam moje dzieci. 😀 To przyszło samo. Dwie pierwsze córki wyrosły na wspaniałych ludzi, więc jak mniemam, udało się.
izzy
Olitoria, źle zrozumiałaś, nie chodzi o pytanie tak sformułowane. Te wszystkie punkty wypisane przeze mnie to są przykłady tego, co psycholog może wywnioskować z Twoich odpowiedzi. Tak jak napisała ładnie niżej Aglaia, ocenią, czy kandydat jest w stanie wypracować bezpieczny model rozwiązania właśnie w przypadku więzi.
Ja wiem, że się mówi, że jesteśmy taką samą rodziną jak każda. No jesteśmy. Ale nie do końca. Tak jak pisze Aglaia, przy adopcji nie można zdać się tylko na intuicję, tu potrzeba czegoś więcej: świadomości, wiedzy, przygotowania itd. Zresztą nie każdy biologiczny rodzic ma tę intuicję, instynkt. Z tym, że to jest jego dziecko, w jakiś tam sposób, lepszy czy gorszy je wychowa. A tu? Tu trzeba dziecko przygotować do życia w innej rodzinie niż się urodziło, często pokonać traumy poprzedniego życia przy dziecku starszym. Czasem intuicja nie wystarcza, dlatego oceniając nasze wyobrażenia o wychowaniu ośrodek jest w stanie ewentualnie skorygować coś, naprowadzić na właściwy tor, coś podpowiedzieć. Kiedy urodziła się nasza druga córka, mieliśmy taką pogadankę z psychologiem na temat wychowania rodzeństwa. Szczerze mówiąc dla mnie to co ona mówiła było oczywiste, ale założę się, że wiele innych osób otwierałoby oczy, że to tak własnie trzeba postępować. Czasem pewne stwierdzenia dają do myślenia. I dobrze 😉
Aaaa
W tych testach to chyba nie ma wprost pytania "jaką więź jesteś w stanie wypracować z dzieckiem". Testy mają m.in. ocenić czy kandydat na rodzica jest w stanie wypracować tzw. bezpieczny model przywiązania. Większość rodziców oczywiście robi to intuicyjnie ale niestety przy adopcji nie można zdać się tylko i wyłącznie na intuicję. Aglaia.
Żona
Mój obecny mąż adoptował swoją córkę wraz z byłą zoną.Przeszli testy pomyślnie.Niestety ich córeczka wpuściła w życie mnóstwo intryg ,mąż został z nią sam,pokonywał mnóstwo trudności i tak w skrócie jak już poznał mnie,a ona mnie i moje dzieci zaakceptowała….po kilku miesiacach uskuteczniała swoje intrygi również u nas.W skrócie – na koloniach zgłosiła molestowanie ,bicie itp.Przeszliśmy koszmar dochodzenia,ich znajomi z ubiegłych lat równiez.Sprawę umorzono po 9 miesiacach ze względu na brak znamion przestępstwa,ona o to samo posądziła męża kobiety która prowadziła rodzinę zastępczą…tam również było dochodzenie.Tera po latach wymyśliła sposób na życie,bo niestety do pracy sie nie garnie…znalazła redaktora,któy zrobił reportaż o tym jak to rzekomo była traktowana ( wywożona do lasu ,zamykana w piwnicy,gwałcona kredkami).Aż w głowie się nie mieści …Dodała wujka- kolegę meża…Jesteśmy w trakcie sprawy karnej przeciwko niej i redaktorowi.Ukrywają sie ,nie odbieraja poczty…Adopcja jest jak loteria.Im trafiła sie 4 letnia dziewczynka,mocno zaburzona. Proszę sobie wyobrazić jak to jest jak ktoś podaje nieprawdziwe wiadomości ,podaje dane ,pokazuje zdjęcia … Mój mąż żałuje tej adopcji. Wychowalismy wspólnie 8 latkę.Córka adopcyjna przedstawiła go jako dewianta…a my wspólnie wychowalismy mała dziewczynkę.Dziś jest studentką ,sama się utrzymuje.Podziwiam wszystkich którym się udaje.Wielki pokłon.Nam ,a właściwie mojemu mężowi nie wyszło ,pomimo ,że bardzo się starał
izzy
Bardzo przykro czyta się takie historie, ale niestety zdarzają się. Sama osobiście zetknęłam się z podobną, kiedy to dziecko (starsza dziewczynka, 10 lat) po adopcji oskarżyła ojca adopcyjnego o molestowanie. Cóż mogę powiedzieć, może tylko to, że pewne zachowania dzieci są pokłosiem tego, co przeżyły. Niektórych ran, po prostu nie da się uleczyć. Mogą być zdrowe fizycznie, ale niestety brak miłości, troski i opieki ze strony rodziców skutkuje ogromnym obciążeniem, bagażem, które te dzieci niosą przez całe życie. Czasem brak im empatii, nie potrafią zaufać, kochać, w chory sposób zabiegają o uwagę o miłość. Tak jak mówię, nie zawsze udaje się takim dzieciom pomóc. Do tego często zdarza się, że ośrodek chce “wypchnąć” dziecko i nie do końca przekazuje pełne info o dziecku (też się z tym spotkałam) i taka adopcja z góry jest skazana na niepowodzenie, choćby człowiek nie wiadomo jak się starał. Trudno oczywiście zrzucić wszystko na przeszłość, każdy człowiek ma wolną wolę, ale cóż, w Waszym przypadku widać, że się nie udało 🙁
Tak podsumowując, myślę, że nie tylko adopcja, ale całe rodzicielstwo to jedna wielka niewiadoma. Możemy z siebie flaki wypruwać, a dziecko ma właśnie wolną wolę, zrobi jak uważa, pójdzie swoją drogą. Ma przecież do czynienia z różnymi ludźmi w środowisku i oni mają ogromny wpływ na nie, nie tylko rodzice. To bardzo skomplikowane i złożone. Czasem z biologicznymi dziećmi jedno wychodzi na ludzi a drugie nie, a przecież wyszli z tej samej rodziny. Co dopiero z adopcyjnym bagażem tak jak u Was.
Życzę wszystkiego dobrego, dużo siły i wiary w to, że mimo wszystko zrobiliście dużo dobrego.