Adopcyjny Disney.
Kiedy w czasie spotkań z kandydatami na rodziców adopcyjnych zadaję pytanie o jawność adopcji, odpowiedź zawsze jest taka sama: jesteśmy za. Kolejne pytanie to jak i kiedy zacząć takie rozmowy, żeby nie było ani za wcześnie ani za późno? Kiedy jest ten odpowiedni moment? W zasadzie trudno odpowiedzieć jednym zdaniem. Choć niemowlę jeszcze niewiele rozumie co się wokół niego dzieje, nie ma przeszkód by opowiadać mu o tym jak bardzo cieszymy się, że jest z nami. Starszym dzieciom możemy już powiedzieć więcej o tym jak znalazły się u nas, a adoptując starszaka w zasadzie nie musimy tego robić wcale, gdyż doskonale pamięta on, że nie urodził się w naszej rodzinie. Moja pani pedagog z OA, od której czerpię swoją adopcyjną wiedzę twierdzi, że ziarno wiedzy raz zasiane w dziecku, będzie w nim kiełkować wraz z jego dojrzewaniem. Widzę po swoich dziewczynkach, że tak właśnie jest. Nie ma potrzeby sztucznego stwarzania pogadanek na temat jawności adopcji i przypominania dziecku o tym, że “nie urodziło się z brzuszka” Ono samo wróci do was z kolejnymi pytaniami kiedy będzie potrzebowało odpowiedzi. Po tym jak kiedyś usłyszałam, że “tak, pamiętam, mówiłaś mi już” tak właśnie robię. Jednak gdy nadarzy się okazja, nawiązuję do tematu adopcji w naturalnej rozmowie. Dziewczynki uwielbiają słuchać jak na nie czekaliśmy, jak cieszyliśmy się z telefonu z OA, jak jechaliśmy po starszą wracając wcześniej z wakacji i jak urodziła się nam Misia niespodzianka.
Pewnie nigdy nie przypuszczalibyście, że w nawiązaniu do adopcji może nam przyjść z pomocą nawet sam Disney! I to zupełnie nieświadomie! Całkiem niedawno, odkryliśmy dwie książeczki, które może samą treścią nie nawiązują bezpośrednio do adopcji, ale wątki w nich zawarte z całą pewnością można wykorzystać, by poruszyć jakże ważny dla nas i dla dzieci temat. Szczerze mówiąc w naszym przypadku rozmowa w czasie czytania nie została zainicjowana przez nas, ale właśnie przez dzieci. Pierwsza z książeczek o której mowa to “Lew Lambert łagodny jak baranek” Na Owczej Łączce mamy-owieczki czekają aż bocian przyniesie im dzieciątka. Kiedy ptak wreszcie się pojawia, zamiast 6 jagniątek, jest tylko 5 plus jeden mały lewek. Kiedy zaskoczony Bociek wyjaśnia, że nastąpiła pomyłka i zaraz zabierze lewka do zoo, gdzie jego miejsce, małe zwierzątko już tuli się do owczej mamy, która nie zamierza go nikomu oddać za żadne skarby. Może powiecie, że historia naciągana. Bociany przynoszą dzieci? Lew wśród owiec? Adopcja przedstawiona jako pomyłka? Być może w ten sposób pomyślałby dorosły, ale pamiętajmy, że dzieci nie czytają między linijkami. Nie mają takiej wiedzy. Dla nich to po prostu wzruszająca opowieść o lewku, który nie miał mamy i został przygarnięty przez owieczkę. Dziewczynki same przeniosły tę opowieść na realną płaszczyznę porównując z rodzicami oczekującymi na swoje dzieci.
Druga książeczka, o której chciałam wam dziś napisać to “Bernard i Bianka” Tym razem jedną z bohaterek jest kilkuletnia dziewczynka z sierocińca, czekająca na rodziców, którzy zdecydowaliby się ją adoptować. Pewnego dnia mała Penny zostaje porwana i zdesperowana wysyła list w butelce prosząc o pomoc . Dzielne myszki, tytułowi Bernard i Bianka, wyruszają więc w drogę. Przygodowa książeczka prócz swojego oczywistego zadania, staje się również okazją do wytłumaczenia dziecku na przykład czym jest adopcja (jeśli jeszcze nie wie) oraz wzbudzenia i umocnienia empatii w stosunku do dzieci, które nie mają pełnej rodziny. Moje dziewczynki były wzruszone losem dziecka, które czekało na swoich rodziców.
Disneya kocha każde dziecko, nie znam takiego, które nie miałoby choć jednego ulubionego bohatera. Nie mówię, by traktować te bajki jako książeczki typowo adopcyjne, ale warto wykorzystać je, by w łatwy i naturalny sposób, bez wysiłku i planowania jakichś specjalnych rozmów podjąć temat. Moje dziewczynki doskonale wiedzą, że dzieci nie przynosi bocian. Ale wiedzą też, że sierociniec istnieje naprawdę. I naprawdę czekaliśmy na nie tak bardzo, jak bajkowa owieczka na swoje dzieciątko. I mimo, iż jagniątka się nie doczekała, to pokochała dziecko z zupełnie innej rodziny zwierząt. Choć “Lewek Lambert” i “Bernard i Bianka” to zwykłe Disneyowe książeczki, a nie jedna z tych mądrych, specjalnie przygotowanych obowiązkowych pozycji dla rodziców adopcyjnych, myślę, że warte są przeczytania każdemu dziecku.
4 komentarze
Aglaia
Z takich bajek gdzie też można zahaczyć temat adopcji jest jeszcze Dinopociąg. Historia trochę podobna jak w przypadku lwa i owieczek. Ale jak już chyba kiedyś pisałam mój starszak w ogóle nie utożsamiał się z bohaterami takich bajek. Dla niego nie było nic dziwnego w tym, że mama pteranodon wychowywała małego tyranozaura. Nie miał poczucia, że t-rex zjawił się tam przez pomyłkę, że pteranodony musiały podjąć jakąś decyzję żeby przyjąć go do swojej rodziny. Po prostu dziecko jak dziecko – jedno jest rude, drugie jest brunetem. Jedno jest pteranodonem, drugie t-rexem. Jedno owcą drugie lwem… Dziecięca logika nie dokonuje rozkładu na czynniki pierwsze takich rzeczy.
izzy
Zgadza się. Z tym, że nie chodzi tu rozkładanie na czynniki pierwsze ani identyfikowanie się z bohaterem. Ważne, żeby uczyć dziecko empatii, akceptacji i miłości. Moje dziewczynki nie patrzą na te książeczki przez pryzmat adopcji, ale rozmawiając o zachowaniu zwierząt uczą się, że nie wszystko musi być ustalone z góry i włożone w ramki. Owieczka pokochała lwa, czyli nic nie jest niemożliwe 🙂 Poruszanie tego tematu nie ma tylko na celu powiedzenie naszym dzieciom o ich przeszłości. To naprawdę jest przy okazji, tak dodatkowo. Ale może być wspaniałą okazją do rozmowy dla biologicznych rodziców, gdy ich dziecko pozna jakieś adopcyjne. Łatwo można się wtedy odnieść do historii i powiedzieć, że tak jak owieczka pokochała lwiątko, tak mama np. Antosia pokochała jego, pomimo, że go nie urodziła.
Jeśli chodzi o nas to w zasadzie nie korzystamy z książeczek adopcyjnych, by przekazać dziecku jakieś informacje. Za to dużo rozmawiamy, dziewczynki są bardzo empatyczne, przejmują się losem biednych i nieszczęśliwych dzieci. Z jednej strony chcemy, żeby adopcja była dla nich czymś naturalnym, ale również żeby były wrażliwe.
Lidia
Zazwyczaj zwracałam mniejszą uwagę na takie posty czytelnicze, już “poadopcyjne”. Ale teraz stwierdziłam, że skoro OA ostatnio nie robi nic by popychać sprawę do przodu (w duże mierze to nie ich wina) to przynajmniej ja muszę mocniej zacząć ogarniać się w temacie.
Zrobiłam folder na komputerze i spisuję potrzebne rzeczy na przyszłość.
Dopisałam tytuły bajek, które polecasz, mogą się mocno przydać:) I dziękuję że wrzuciłaś zdjęcia ilustracji ze środka- mam na tym punkcie fioła, by obrazki nie straszyły, tylko były naprawdę przyjemne dla dzieci. Te są śliczne!
izzy
Wiesz, te Disneyowskie pozycje to żadna obowiązkowa lektura, ale właśnie urzekły mnie proste historie, które w zasadzie nie są o tematyce adopcyjnej, więc nie są takie nazwę to “ciężkie” Śliczne obrazki, ja na to też zwracam dużą uwagę, żeby nie straszyły 😉 Ogólnie fajna okazja, by “przemycić” wątek adopcyjny lub nawiązać do niego 🙂