Co w trawie piszczy
– No chyba nie myślisz, że przyniosłaś sobie książkę i będziesz czytać?, powiedziała Elsa, gdy pełna zadowolenia usiadłam na huśtawce w towarzystwie ulubionej kawy i całkiem niezłego thrillera licząc na chwilę odpoczynku w ciepłych promieniach wiosennego słońca.
– Yyyyyy, dukam zmieszana, wiesz szczerze mówiąc właśnie to planowałam. A masz jakiś inny pomysł na następne kilka minut?, zapytałam po cichu licząc na to, że obie ulitują się nade mną widząc mnie z filiżanką i książką. Ale nie. Dzieci, które od rana pięknie same się bawiły, wybrały sobie ten właśnie moment, bym je … goniła dookoła domu.
Wzięłam więc głęboki oddech, kawę wypiłam szybciej niż zakładałam i udałam się na nieplanowany jogging próbując dogonić moje małe potworki.
Zgrzeszyłabym gdybym napisała, że jest nam ciężko. Owszem, wolałabym, żeby dziewczynki szły do przedszkola, uczyły się, spotykały ze swoimi koleżankami i kolegami, ja i mąż w tym czasie jak zwykle bylibyśmy w pracy a po południu byłby czas dla rodziny. A tu ani porządnie nie można zrobić zakupów, bo człowiek w stresie, czy się nie zarazi, ani za bardzo nie ma się gdzie ruszyć, o spotkaniu z kimkolwiek można zapomnieć (chyba, że wirtualnie lub przez płot), więc właśnie stuknęło nam 3 tygodnie odkąd siedzimy w domu. W tym czasie byłam 2 razy w większym sklepie, 1 w małym osiedlowym, na poczcie (choć to chyba się nie liczy, bo siedziałyśmy z dziewczynami w samochodzie a mąż wysyłał polecony), podjechałam raz do przedszkola i po drodze do koleżanki, żeby coś jej podać. Oczywiście zachowałyśmy odpowiednio bezpieczny odstęp 😉 Na pogodę ogólnie nie mogę zarzekać. Codziennie świeci słonko, więc około południa wychodzimy sobie na dwór i spędzamy na powietrzu czas. W cieplejsze dni jemy obiad na zewnątrz, a w poprzednią sobotę pierwszy raz w tym sezonie zrobiliśmy grilla. Gdyby nie to, co się dzieje na świecie, ten czas nie różniłby się od wakacji, kiedy to siedzę z dziewczynkami w domu.
Stół przygotowany przez Elsę Pizza domowa Kawiarenka
Codziennie rano dostajemy zadania z przedszkola. Tak, wiem, że w internecie można znaleźć wiele inspiracji, ale to jednak nie to samo, co codzienna korespondencja od cioci. Dziewczynki chętnie angażują się w różne prace i zadania oraz materiał z podręcznika. Oglądamy też filmiki na YouTube polecane przez ciocię. Ostatnio bardzo Elsie i Misi spodobał się jeden o kukułce i podrzucaniu jajek do cudzego gniazda. Od czasu do czasu wymyślam też dziewczynom zagadki w ogródku. Muszą je odgadnąć, a wtedy podaję im wskazówki do skarbu pirata, który rzekomo zostawia u nas złote monety (kupiłam czekoladowe) Zagadki bardzo im się podobają, przynajmniej muszą na te czekoladki zapracować 😉 Na przykład musiały znaleźć drzewo, na którym siedzi dużo zwierząt (chodziło o wierzbę, na której są “kotki”) Uczę je, by patrzyły na świat nie tylko oczkami.
Elsie rusza się ząbek, dwójeczka. Ma już dwie stałe jedynki, z czego bardzo się cieszy, ale ten jest dla niej wyjątkowo bolesny. Wczoraj moje dzielne dziecko zadecydowało, że może spróbujemy jej ulżyć i wyrwać źródło bólu. Nie chcieliśmy stosować starej metody na sznurek i drzwi, więc tylko staraliśmy się go wyciągnąć palcami a potem małymi kleszczami, ale mocno zabolało i wszyscy zgodnie zadecydowaliśmy, że niestety trzeba jeszcze poczekać.
A w ogóle to zapomniałam się pochwalić, że od jakiegoś czasu (dokładnie od listopada) mamy w domu zwierzątko – białego króliczka rasy baranek. Pewnie ci, którzy odwiedzają mój profil na Instagramie już go widzieli, ale na blogu nigdy o nim nie pisałam. Dziewczynki wymyśliły dla niego imię Puszek, które ma też swoje wariacje w zależności od sytuacji. A więc Puszek staje się Puszim, Puszeczkiem, Puszusiem a czasem nawet Puszkinem. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że królik upodobał sobie mnie jako swoją hmm partnerkę zastępczą? Sama nie wiem, albo ma po prostu jakiś fetysz stóp. Kiedy je powącha, albo nie daj Boże odgonię go nogą, posikuje się. Raz musiałam nawet uprać kapcie, o wycieraniu podłogi nie wspomnę. I mogę wam przysiąc, że myję nogi!
Puszek bardzo chętnie biega po podwórku. Zajada królicze przysmaki, albo goni mnie lub dziewczyny. Mąż próbuje go ustawiać, a że królik jest samczykiem, trwa walka o to, kto nosi spodnie w domu 😉 Na razie Puszek nie odpuszcza.
Któregoś dnia zadzwoniła do Elsy koleżanka z przedszkola. Podałam jej telefon, po czym ona poszła do pokoju gościnnego i zamknęła drzwi. Rozmawiały przez 18 minut! Przyznaję się, że trochę podsłuchiwałam, gdyż bardzo byłam ciekawa o czym takie 5-letnie psiapsiółki rozmawiają 😉 A więc o nowym biurku, które kupiliśmy niedawno Elsie, o piosence, którą lubią i oczywiście o siostrze, która podobno nie uważa i krzesłem obija wspomniane wcześniej biureczko 🙂 Zamurowana rozwojem sytuacji próbowałam sobie wyobrazić moje obie córki w okresie dojrzewania. Na razie to taka zajawka (nie lubię tego słowa, ale nie znajduję lepszego)
Na szczęście moja młodsza córka to na razie nadal Misiaczek, choć charakterny i wyczekujący na odpowiedni moment, by zaatakować. Ostatnio uszczypnęła swoją siostrę, ale jak słyszałam w opowieści (nie było mnie obok) podobno przeprosiła i obiecała poprawę. Dziewczynki coraz mniej się kłócą o zabawki, myślę, że powoli dojrzewają do ustępowania siostrze.
– Kocham cię mamusia!Najmocniej jak tylko potrafię!, mówi Misia tuląc się do mnie gdy właśnie trzymam w ręce sekator. Słodki Misiaczek 😉
Od ponad 2 tygodni więżę u siebie w domu moich rodziców. Nie żebym ich przywiązała do krzesełek, co to to nie, ale przyznaję, że psychicznie wymogłam na nich, by nie wracali do siebie do domu. Ale poważnie mówiąc, jest mam nadzieję raźniej i weselej. I im i nam i dziewczynkom, gdy my musimy pracować. Na razie jeszcze nikt nikogo nie zagryzł, więc jest szansa, że dotrzymamy do końca kwarantanny domowej w całości, bez uszczerbku na zdrowiu. Czas mija nam naprawdę szybko. Dopiero zaczynał się kolejny tydzień a tu w zasadzie mamy piątek. Za chwilę urodziny męża, rocznica ślubu, Wielkanoc… a potem? Któż to wie co będzie potem. Trzymajcie się więc kochani, przed nami weekend, czyli tak samo wyglądający dzień jak każdy inny, z tym, że bez pracy 😉
12 komentarzy
Lidia
Izzy, czyli widzę, że czas leci Wam szybciutko i naprawdę spędzacie go kreatywnie. Powiedz Elsie, że do tak ślicznie przygotowanego stołu to ja bym z chęcią się przyłączyła, tym bardziej że obok widzę chyba tą słynną pizzę 🙂 Kurcze to są właśnie “plusy” obecnej sytuacji – restauracje przeniosły się do domów i znów wspólnie coś się tworzy.
PS. Kwiaty masz śliczne, jak zawsze. Ja tak myślałam ostatnio, że kupiłabym sobie bratki na balkon, skoro teraz tam wychodzę najdalej 🙂 Ale z racji, że nie było żadnych kwiatów na placu, gdzie kupuję jarzyny i owoce to odpuściłam. Mam nadzieję, że w tym roku balkon załapie się na coś więcej niż wrzosy 🙂
izzy
Dziękuję, przekażę :* Stół przygotowała na grilla, pizza była w innym dniu 😉 Nie wiem, czy słynna, chyba, że na naszej wsi hahaha. No właśnie te bratki zdążyłam jeszcze kupić jakoś na początku koronasiedzeniawdomu, ponieważ kilka ulic ode mnie pan ma ich sprzedaż. Wrzosy są od jesieni, nawet ładnie kwitną, więc jakby coś to na jesień jestem przygotowana 😉 Ale tak na poważnie to lubię te wiosenne kwiaty, bo zanim pojawią się liście na drzewach, one właśnie cieszą oko. Dlatego chciałam koniecznie forsycję, bo ona jako jedna z pierwszych kwitnie.
Nie wiem, czy Ci mówiłam, ale jak mieszkaliśmy w bloku to mieliśmy taki balkon ok 6m2 a na nim taki mini ogródek. Ziemia wysypana i ogrodzona niczym rabatka, taka naprawdę mini. Nawet oczko wodne było 😀 Jakoś tak zawsze tęskniłam do tej przyrody, nawet w wersji pomniejszonej 😉
Agata
No to widze, ze Wam bardzo fajnie mija czas. Mi pierwsze dwa tygodnie dluzyly sie niesamowicie, a kolejne dwa smignely niewiadomo kiedy! W tym czasie dwa razy wyjechalam poza nasze osiedle. 😉
Moje Potworki tez uwielbiaja zeby ich gonic. Niestety, mimo, ze jestem (poki co) szybsza, to oni sa w zdecydowanie lepszej formie. Zazwyczaj poddaje sie zanim ich dogonie i otrzymuje miano “slow poke”. 😀
U nas niestety niezbyt pozytywne wiesci. Moj maz mial w pracy bezposrednia stycznosc z osoba, ktora we wtorek wyslala maila, ze ma potwierdzona diagnoze koronawirusa. 🙁 Czekaja nas stresujace dwa tygodnie, w ciagu ktorych powinno wyjsc, czy M. sie zarazil, czy nie. Poki co, juz od zeszlego tygodnia chodzi przeziebiony i teraz ciekawe, czy to “to”, nie “to”, czy moze dopiero poczatek “tego”. :/
izzy
U nas już nie tak fajnie jak wtedy, gdy pisałam tego posta 🙁 Mąż z bólem zęba musiał iść do dentysty, wątpliwa przyjemność tym bardziej, że nasza dentystka zamknęła gabinet i trzeba było szukać czegoś innego, zachorował królik i jeździmy z nim codziennie na kroplówki i wizyty, a od wczoraj został w klinice, dziewczyny z jakąś wysypką, a na dodatek sama atmosfera poza domem jest nieciekawa, zakupy stresujące, miasto wymarłe jak po jakiejś katastrofie itd. Ale to wszystko nic, nic wobec tego co Wy musicie przeżywać 🙁 Agatko, aż mnie zmroziło jak przeczytałam. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego stresu jaki teraz macie. U nas ulicę obok gość umarł na koronawirusa, zaraził całą rodzinę, która z nim mieszkała, a oni Bóg wie kogo. Choć nie miałam z nimi styczności to świadomość, że ten wirus jest gdzieś za rogiem jest okropna. A co dopiero u Was, gdzie jest realne zagrożenie. Trzymam mocno kciuki, jesteście młodzi, zdrowi i silni, na pewno wszystko będzie dobrze :* Ściskam mocno!
boboland
U nas też dziś sorr, palec rozcięty, bo dziecko bawi się tym co nie trzeba, chwila nie uwagi. HMMM drugi coś w rękę zrobił i ciągle coś się dzieje, jak na gorącej linii.
Jaga
🙂 dzieci nie zauważają róznicy między życiem codziennym a dzisiejszą głupawką. No i dobrze.
izzy
Ja i tak pracuję normalnie z domu, więc jedyne co się zmieniło to to, że przestałam być sama. W lipcu i sierpniu siedzę z dziewczynami, więc dla nich jest to normalne, że tu właśnie toczy się życie. Owszem, o wirusie wiedzą i wspominają o nim, ale w kontekście typu: Czy jak skończy się wirus to możemy jechać do kawiarni? I tyle 😉
Aglaia
Dzieci doskonale wiedzą że coś jest nie tak. Przynajmniej te które mają też swój poza domowy świat i odreagowuja to na różne sposoby. Ale na przykładzie mojego młodszego mogę powiedzieć że i ona szybko załapała że coś się dzieje. To nie jest normalne że mama, tata i starszy brat od miesiąca siedzą w domu. Już przywykla ale pierwszych kilka dni było widać że jest wybita z rytmu.
izzy
Myślę, że to właśnie zależy od trybu życia jaki normalnie dziecko ma. Tak jak wspomniałam do Jagi, u nas nie jest to niezwykłe, że siedzimy w domu, bo ma to miejsce całe 2 miesiące wakacji. Czasem dziewczyny zostają w domu z jakimś tam katarem i ja przy nich pracuję, też nie nowość. Tata też normalnie raz w tygodniu ma home office, więc też nie jest im to dziwne. Wiedzą, że coś jest na rzeczy, bo nie jeździmy na zakupy, nie chodzą do przedszkola, ale przyjęły to i tyle, raczej widzę, że się cieszą, że jesteśmy razem. Czasem jak mają ochotę to dzwonią na whatsup do koleżanki, robią wideorozmowę, czyli mają calla w korpojęzyku 🙂 Najgorzej wg mnie mają dzieci z rodzin patologicznych, gdzie nie ma ucieczki od tego środowiska 🙁
Aglaia
To że pracujemy w domu też dla moich dzieci nie jest niczym dziwnym bo tata standardowo tak pracuje a ja od czasu do czasu.
Dla naszego syna akurat nietypowe było to, że na zakupy musimy jednak jeździć bo nasz dostawca internetowy nie ma terminów na dostawy w naszym rejonie. Ale na szczęście to już się zmienia i udało mi się „upolować” termin na ten tydzień. Dodatkowo w naszej wiosce znów otworzyli targ więc nie musimy chodzić do sklepów po owoce i warzywa. W tym zakresie powoli wracamy do stanu normalności.
Mój syn jednak najbardziej tęskni za kolegami. Skypy, whats upy i internetowe lekcje nigdy nie zastąpią kontaktu i relacji bezpośredniej – szczególnie w przypadku młodszych dzieci (tego też od zawsze go uczymy). Z resztą nie my jedni mamy takie doświadczenia – taki przykład z ostatniej e-lekcji przed majówką – Wychowawczyni: Czy macie jeszcze jakieś pytania? Jedna z dziewczynek: „Proszę Pani czy my się jeszcze kiedyś tak normalnie zobaczymy?”. Na naszej grupie rodzicielskiej rodzice też sygnalizują, że dzieci po prostu za sobą tęsknią. I to nie są dzieci z patologicznych rodzin. O tych, które utknęły w domu z przemocowymi rodzicami naprawdę przykro myśleć – jedno, że nie mają gdzie uciec i jest mniejsza szansa, że ktoś zauważy ich dramat, dwa że nawet jeśli zostaną odebrane w trybie interwencyjnym to regulacja ich sytuacji prawnej w obecnej sytuacji będzie trwała jeszcze dłużej niż zwykle z uwagi na zamknięte sądy… Trzy – e-edukacja w ich przypadku to czysta fikcja, która powoduje jeszcze większe społeczne wykluczenie.
Im dłuższa ta izolacja tym jej koszty społeczne będą niestety coraz gorsze.
olitoria
No, coś takiego! Dzieci stają się absorbujące, właśnie wtedy gdy chcesz wreszcie usiąść na pupie w spokoju? No niemożliwe! 😀 😀
Pani wiosna piękna.
Królik rozwalił system. Dawno nie widziałam tak uroczego zwierzaka!
My też dzielnie bawimy się z przedszkolem, na tyle na ile nadążamy, zwłaszcza przy moich pracach pisanych :/
Kontakt z ciociami – niezastąpiony, to prawda. Zawsze ciocia Asia coś miłego napisze i Tamaluga się cieszy. Wygrała nawet konkurs na najładniejszą eko ozdobę świąteczną 🙂
Trzymajmy się!
Buziaki!
izzy
hahaha, mówisz, że mam zbyt wysokie wymagania? 😛 Ja i tak nie mam co narzekać, na przykład dziś wstaję o 7.50 do toalety a co robią moje dzieci? Siedzą w pokoiku i grają w karty 😀 No żyć nie umierać, siusiam i wracam do łóżka 😀
Ja też się cieszę, że są te materiały z przedszkola, bo przynajmniej taki logicznie ułożony ten materiał. Mamy te podręczniki przedszkolne, z którymi pracujemy, bo obawiam się, że dzieci już nie wrócą i szkoda, żeby nie wykorzystać, tym bardziej, że tyle kosztowały. Są zadania, zagadki, projekty.