Adopcja dziecka starszego. Początki.
Kiedy poznałam Martę byłyśmy po dwóch różnych stronach – ja, mama adopcyjna zaproszona, by opowiedzieć o naszym rodzicielstwie, ona dopiero w trakcie procedury. I choć wtedy macierzyństwo zapewne wydawało jej się jeszcze abstrakcją, dziś już obie możemy cieszyć się radością z posiadania rodziny.
Marta, na początku opowiedz jak zareagowaliście na propozycję adopcji starszego rodzeństwa. Oczekiwaliście przecież na jedno dziecko i to dużo młodsze. Czy decyzja o nawiązaniu kontaktu była dla was łatwa?
Nasza reakcja na propozycję adopcji była jak najbardziej zaskakująca, tym bardziej, że jak wspomniałaś oczekiwaliśmy jednego dziecka, chłopca do lat trzech – tak był złożony przez nas wniosek do ośrodka. Nie braliśmy w ogóle pod uwagę, że los zaoferuje nam dwoje dzieci w dużo starszym wieku tj. córka lat 6 i syn lat 4. Decyzja była w miarę dość szybka. Gdy dostaliśmy telefon to dnia następnego potwierdziliśmy, a kolejnego umówiliśmy się na spotkanie w celu przeczytania całej dokumentacji o dzieciach. Nie była to łatwa decyzja, bo każde z nas miało raptem kilka godzin do wyrażenia swoich opinii, argumentów czy podołamy, ale podeszliśmy do tego tak, że zdecydował za nas los -więc należy się do niego uśmiechnąć i przyjąć to co nam daje i tak też zrobiliśmy.
Ile czasu minęło od telefonu z ośrodka do pierwszego spotkania? Opowiedz, jak wyglądały przygotowania, co czuliście – ekscytację czy raczej przerażenie?
Telefon uzyskaliśmy 20 stycznia 2020 roku, natomiast dokumenty wraz z wnioskiem złożyliśmy w październiku 2016 roku, a więc ogółem to trochę trwało. Spotkanie pierwsze odbyło się tydzień później tj. 28 stycznia 2020 roku ( właśnie minęła nam rocznica naszego pierwszego spotkania) . Czuliśmy jak najbardziej duże podekscytowanie. Przerażenia u męża nie było wręcz spokój i opanowanie. A jeśli chodzi o moją osobę, to była lekka obawa jaka będzie reakcja dzieci na nasze osoby – byliśmy wcześniej poinformowani o możliwym braku akceptacji z ich strony. Czułam ekscytację i zarazem poddenerwowanie, ale na pewno nie przerażenie bo czemuż bym miała czuć przerażenie przed czymś tak pięknym i cudownym. Aczkolwiek najgorsze było czekanie do momentu spotkania. Przygotowania wyglądały w ten sposób, że zakupiliśmy dzieciom, bo tak nam doradzono, maskotki pluszowe tj. LALA i MIŚ które na kilka dni przed spotkaniem, spały razem z nami – aby dzieci poczuły nasz zapach.
Rozumiem, że dzieci przebywały w tym samym miejscu. Jak wyglądało to wasze pierwsze spotkanie?
Tak, dzieci przebywały w tym samym miejscu. Przed pierwszym spotkaniem czuliśmy oboje zaaferowanie, a ja osobiście od wczesnych godzin tego dnia nie spałam i cały czas wyobrażałam sobie kiedy wreszcie nastanie ta chwila i jak to będzie. Brałam też pod uwagę brak akceptacji, ale tłumaczyłam sobie, że będzie trzeba to przejeść i co będzie to będzie. Ja należę do osób wrażliwych, ale posiadam umiejętność poradzenia sobie z różnymi sytuacjami wcześniej czy później. Jednakże mąż należy do osób szybciej podejmujących decyzje, przyjmuje wszystko na tak lub nie ( uda się lub też nie, będzie akceptacja albo nie )
Na spotkanie ubraliśmy się w kolory wesołe, nie czarne lub czarno-białe, ale elegancko stosownie do sytuacji. Przywieźliśmy dzieciom owoce oraz soczki. Nie dorzucaliśmy niczego słodkiego, ponieważ łatwo kupić dziecku słodycz, ale niestety słodycze bardzo pobudzają a nawet doprowadzają do agresji. Poza tym pokazuje się im z łatwością, że dostają to czego chcą – bo widząc nas wołają – a co mi słodkiego przywiozłaś/przywiozłeś lub przywieźliście ?
Oczywiście mieliśmy ich pełną akceptację od samego początku. Już na pierwszym spotkaniu jak weszli do pokoju odwiedzin to rzucili się nam oboje w ramiona to jest syn do mnie a córka do męża.
Co czuliście po tym spotkaniu? Czy już wtedy wiedziałaś, że to twoje dzieci?
Nie, tego nie czuliśmy, że to są nasze dzieci, ale czuliśmy, że chcemy je zobaczyć kolejny raz, aby bliżej je poznać. Czuliśmy ogrom towarzyszących nam emocji pozytywnych i zarazem trudnych, serce się kroiło za każdym razem jak musieliśmy z nimi się rozstać , ale należało dostosować się do obecnie panujących zasad.
Wasza adopcja przypadła na bardzo trudny czas pandemii koronawirusa, w jaki sposób wpłynęło to na procedurę?
Powiem tak, po pierwszym spotkaniu zdecydowaliśmy się na kontakt osobisty z dziećmi dwa razy w tygodniu aczkolwiek czas pandemii nam w tym bardzo utrudnił cały proces jaki musieliśmy przejść. Jak wcześniej wspomniałam pierwszy kontakt był w styczniu a 25 marca 2020 roku byliśmy u dzieci ostatni raz. Później pozostały nam kontakty telefoniczne, które wykonywaliśmy w czasie gdy mieliśmy bywać u dzieci. Bardzo nas to przytłaczało i smuciło, ponieważ w jakimś czasie przez kilka tygodni nawiązaliśmy ze sobą więź emocjonalną a tu została ona przerwana. Kontakt osobisty a telefoniczny to nie było to samo. Wszystko było przygotowane, ale wiedzieliśmy, że z naszej strony zrobiliśmy wszystko i że nie do nas należy teraz ruch. Próbowaliśmy z nimi rozmawiać ale kontakt telefoniczny nie kleił się tak jak osobisty.
Jak dzieci odbierały kolejne spotkania?
W okresie przyjazdów do nich był to cudowny, razem przeżyty czas, jednak gdy rozmawialiśmy przez telefon czuliśmy razem smutek , ponieważ za każdym razem było pytanie ze strony dzieci – kiedy tata z mamą przyjadą po nas i nas zabiorą do siebie do domu ?
Kiedy podjęliście ostateczną decyzję o przysposobieniu rodzeństwa?
Ja myślę, że od razu po pierwszym spotkaniu była nasza obopólna akceptacja, która oparta była na tym czego pragniemy. Po każdym spotkaniu byliśmy naładowani dużą pozytywną dawką emocji, że pragniemy i dalej chcemy.
Jak przygotowaliście się na przyjęcie dzieci?
Zanim doszło do rozprawy sądowej o przysposobieniu dzieci, pomalutku urządzaliśmy dla nich jeden pokój, zabawki, ubrania. Syn ze względu na przywiązanie do siostry, bardzo chciał dzielić z nią wspólny pokój – choć była od razu możliwość, aby każde z nich miało swoje pomieszczenie do spania i zabawy. Tak naprawdę to w marcu mieliśmy wszystko co potrzeba, tylko zaczęła się walka z czasem – czas pandemii wydłużył nam cały proces przejściowy, wspólne spotykania a ostatecznie wydanie dzieci.
Ale przygotowanie to nie tylko wyposażenie nowego pokoju, zakup ubrań, prawda? W jaki sposób przygotowaliście się psychicznie na to, że wasze życie odmieni się o 180 stopni?
Psychicznie bardzo nas frustrowało czekanie, aż wszystko zakończy się happy endem. Oczywiście pracowaliśmy, żyliśmy jak wcześniej, ale cały czas z tyłu głowy było że tam są nasze dzieci. One na nas czekają, tęsknią, potrzebują a my nie możemy nic więcej zrobić. W końcu po zbyt długim czekaniu, wzięliśmy sprawy w swoje ręce i ruszyliśmy wszystkie procedury. Napisaliśmy pismo do Sądu listownie i e-mailowo, w międzyczasie kontaktowaliśmy się z kuratorem społecznym w celu przeprowadzenia wywiadu środowiskowego. Dopiero po naszych namowach interwencja dyrektor placówki, w której znajdowały się nasze dzieci z sędziną pomogły i z dnia na dzień, w jednej sekundzie zmieniło nasze życie . W dniu 27 maja 2020 roku dostaliśmy telefon, by zgłosić się do sądu na rozprawę w sprawie tymczasowej pieczy nad dziećmi, ponieważ sędzia wydając ostateczna decyzję musi porozmawiać i zobaczyć przyszłych rodziców adopcyjnych, aby im powierzyć takie zadanie, jakim jest wychowanie małoletnich dzieci.
Czy mieliście wsparcie i pełną akceptację rodziny i przyjaciół?
Tak, była pełna akceptacja i wsparcie najbliższej rodziny i przyjaciół. Natomiast dalsza rodzina i wszyscy ludzie jakich znamy dowiedzieli się o tym fakcie w późniejszym czasie, jak dzieci były już przy nas. Chroniliśmy swoją prywatność i nie chcieliśmy od razu wszystkim naokoło opowiadać choćby przez to co przechodziliśmy w czasie trwania procedury adopcyjnej w czasie pandemii.
Opowiedz krótko, jak wyglądały pierwsze chwile po przywiezieniu dzieci do domu. Jak czuły się maluchy w obcym miejscu, w domu, który jeszcze wtedy był dla nich domem tylko z nazwy?
Sytuacja, że wreszcie nadszedł ten błogosławiony dzień i nasze życie zmienia się diametralnie w jednym momencie bardzo nas rozradowała i lekko oszołomiła. Chcieliśmy, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Zanim dzieci przyjechały do obcego miejsca, do domu jak nazwałaś tylko z nazwy ozdobiliśmy dom w kolorowe baloniki. Na krzesłach na których zasiedli były balonik koloru różowego nasza cudowna dziewczynka, balonik koloru niebieskiego nasz cudowny chłopiec. Był wielki napis drukowanymi literami który im przeczytaliśmy po przekroczeniu progu WITAMY WAS W DOMU ! Stół był pełen łakoci (oczywiście w rozsądnych granicach ) owoców, przekąsek chrupkich oraz soczku. Nawet był “ala torcik- KOPIEC KRETA” gotowiec, bo cóż można zorganizować z dnia na dzień. A w kwestii kulinarnej tj. pieczenie ciast, ciasteczek dopiero wydobywa się ze mnie mała bestia ciastkowo- ciastowa, a może w przyszłości i tortowa, hehe. Był nagrany też film, do którego lubimy wracać, wszystko było dla nich nowe, kolorowe, słodkie. Tak dużo i tylko dla nich pełne radosnej chwili, której nie zaznały nigdy wcześniej. Noc pierwsza była pełna obawy, płaczu, ale kolejne dni dawały im stabilizację, wyciszenie i po prostu uczenie nowej rzeczywistości. Było też duże zaangażowanie nas wszystkich, poświęcenie, spędzanie czasu wspólnego, wiele rozmów, które zresztą są do dnia dzisiejszego a także tak zwany do dziś “przytulas rodzinny” wymyślony przez męża.
Minęło kilka miesięcy odkąd jesteście rodziną. Macie za sobą ważne wydarzenia: pierwsze Święta Bożego Narodzenia, Chrzest Święty, urodziny. Patrząc na swoje dzieci teraz, powiedz, jakie są w porównaniu do początków?
Są bardziej spokojne, wyciszone, troszkę jeszcze nieufne, ale cały czas budujemy nasze zaufanie do siebie a tym samym naszą więź jaka nas łączy. Bardzo się kochamy, nie wyobrażamy sobie życia bez dzieci a dzieci bez nas. Mają aktualnie osobne pokoje, jest czas wspólny, jest czas córka- mama tata- syn. Dzieci bardzo są do nas przywiązane wszystko lubią z nami robić, dopiero teraz od nie dawna zaczynają same się bawić. Rozróżniają, że czasem tak ma być, że rodzice muszą inne domowe rzeczy zrobić, czy po prostu zwyczajnie odpocząć. Święta były pełne magii, nieustającej radości, czego wcześniej nie miały -wspólne pieczenie ciasteczek, pierniczków, wspólnie robienie pierogów i uszek i wspólne rodzinne chwile przy stole wigilijnym. Urodziny były także niesamowite, pełne zaskoczenia i nawet pojawiły się słowa dziękuje mamo, tato za urodziny.
A chrzest był dla nas bardzo ważny bo chcieliśmy, aby dzieci przyjęły nasze imiona mimo, że były wcześniej chrzczone.
I na koniec, Marta, co mogłabyś powiedzieć od siebie przyszłym rodzicom adopcyjnym, którzy wahają się przed podjęciem decyzji o adopcji dziecka starszego?
No cóż ja mogę powiedzieć każdy jest jaki jest, czuje to co czuje – trzeba robić to co serce podpowiada wam kochani. Wiemy, że życie jest zaskakujące i nieprzewidywalne, chcemy czegoś a dostajemy w większości co innego. Ale w przypadku naszym cieszymy się, że los zadecydował za nas, przygotował nam gotową kartę rozpisaną co dla nas najlepsze – a do nas pytanie brzmiało bierzemy czy nie. Myśmy wybrali to co mamy, fakt długo i ciężko nam przeszła cała procedura, ale mimo trudu było warto. Bo w normalnym trybie dzieci by były z nami dużo wcześniej. Ale mimo trudu jaki wszystkich nas dotknął staramy się cały czas wyrównywać ten okres w jakim nie mogliśmy się widywać i budujemy z dnia dzień coraz lepsze relacje, miłość, szacunek, odwagę, cierpliwość, spokój ducha i po prostu zwyczajne rodzinne życie – choć czasem trzeba się zmierzyć z różnymi przeciwnościami życiowymi. Nie ma czego się bać ani też czekać, to była dobra decyzja. Warto także zasięgnąć opinii psychologa lub innych rodziców adopcyjnych, którzy przez to przeszli. Polecam, warto.
Bardzo dziękuję ci za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego dla całej waszej rodzinki.