Pogadajmy o seksie.
Wpis ten miał powstać już dawno temu, kiedy moja starsza córka była jeszcze w zerówce, ale jakoś tak do tej pory nie było po drodze. Temat ważny, więc po ostatnim lekkim wpisie z cyklu co u nas, postanowiłam wreszcie siąść i opisać tę historię
Na początku maja wyjechaliśmy nad morze, świeżo po Covid próbując odzyskać utracone siły. Któregoś dnia, siedzieliśmy wieczorem w pokoju i każde z nas bawiło się osobno z dziewczynkami. Nasza starsza córka Milka siedziała u mnie na kolach i w pewnym momencie, tak zupełnie z kosmosu mówi: -Mami (tak się do mnie zwraca 😉 , a czy to prawda, że żeby mieć dziecko to chłopcy wkładają swojego siusiaka do dziewczyn? Bo jeśli tak to ja nie chcę, to straszne! Zaczęła łkać a ja powiem szczerze zbaraniałam co powiedzieć. Z jednej strony zawsze jestem otwarta na rozmowy na każdy temat, z drugiej jednak omawianie z 6-latką anatomii i procesu zapłodnienia nie było dobrym pomysłem, tym bardziej, że jej reakcja temu nie sprzyjała. Konsternacja. O ile biologicznemu dziecku mogłabym powiedzieć, że mama i tata przytulają się, bo się kochają i lubią czuć bliskość, tak przy dziecku adopcyjnym nie jest to takie oczywiste. Nie wnikam czy między rodzicami biologicznymi było jakieś uczucie czy tylko seks, prawda jest taka, że dzieci te nigdy nie są planowane i zapraszane na ten świat. W jaki sposób przybliżyć więc dziecku to, w jaki sposób znalazło się w brzuchu, który nie jest brzuchem jej mamy? Czy wiedza typu jakiś facet, którego nie znam włożył siusiaka pani, której też nie znam i w ten właśnie sposób powstałam jako człowiek, na tym etapie jest do czegoś w ogóle mojemu dziecku potrzebna? W głowie miałam mętlik.
Z pomocą przyszła mi opatrzność Boża. Kiedy to dwie sekundy ciągnęły się niczym kiepski serial telewizyjny, Milka wylała mi na spodnie wodę, którą piła z kubeczka. Całe zamieszanie sprawiło, że dostała kilka minut więcej, by pomyśleć w którą stronę chcę iść. Kiedy wytarłam mokre spodnie, siadłyśmy z powrotem i powiedziałam jej, że to prawda, ale to są sprawy dorosłych i kompletnie nie powinna się teraz tym przejmować, ani zajmować. Znając moją córkę wiedziałam, że to nie ciekawość przywiodła ją z tym pytaniem do mnie, ale strach o swoje ciało, wstyd i przerażenie. Kiedy ją uspokoiłam i zapewniłam, że nie ma się czym martwić, jak gdyby nigdy nic przeszłyśmy do dalszej zabawy.
Po powrocie do domu i kilku dniach pobytu w zerówce, temat niestety powrócił, tym razem przy kąpieli. -A wiesz, że seks można uprawiać jeśli nie chce mieć dziecka? Nie trzeba chcieć. – Tak, odpowiedziałam i w zasadzie Milka nie miała potrzeby kontunuowania tematu a ja też go nie rozwijałam.
No tego było już za wiele. Jeszcze tego samego dnia napisałam do wychowawczyni, że chciałabym z nią porozmawiać. Umówiłyśmy się na rozmowę telefoniczną. Usłyszawszy co mam jej do powiedzenia, była w takim samym szoku jak ja. Oczywiście zapytałam wcześniej moją córkę skąd takie pytania i kto jej o tym powiedział, więc mogłam śmiało powiedzieć pani, która koleżanka podejmuje takie tematy w przedszkolu. Wychowawczyni powiedziała, że pracuje już 10 lat z sześciolatkami i nigdy nie zdarzyło się, żeby dziecko w tym wieku w ten sposób rozmawiało z rówieśnikami. Oczywiście to normalne, że dzieci spekulują na te tematy, ale są to zwykle domysły lub prawda w postaci ogólnych wiadomości typu właśnie mama i tata się przytulają a potem jest dzidziuś i dziecku to wystarczy. Dziękowała za zgłoszenie sprawy i powiedziała, że zajmie się tym, bo jest to rzecz niepokojąca.
Minęło półtora miesiąca, rok szkolny prawie się kończył, a sama Milka nie wracała do tematu. Któregoś dnia, zadzwoniła do mnie wychowawczyni, ponieważ chciała przekazać jak skończyła się sprawa z koleżanką z grupy i podejmowanymi przez nią tematami. A więc do przedszkola zostali zaproszeni rodzice tej dziewczynki i przy udziale psychologa odbyli rozmowę na temat dojrzałości dzieci do przyjmowania pewnych prawd o życiu. Podobno byli zaskoczeni wiedzą córki. Kiedy zapytałam Milkę skąd tamta dziewczynka mogła wiedzieć to wszystko najpierw powiedziała mi, że od rodziców, innego dnia, że od starszych dzieci na podwórku. Jaka jest prawda tego nie wiem, ale komentarz psychologa był następujący. Nie do końca jesteśmy w stanie kontrolować dziecko i to o czym rozmawia z innymi, zwłaszcza starszymi dziećmi czy rodzeństwem. Dlatego zawsze powinniśmy zwracać uwagę na to z kim przebywa nasze dziecko i co wie, by tę wiedzę w odpowiednim momencie móc skorygować, zatrzymać czy dopełnić. A przede wszystkim mieć świadomość tego, że dziecko wie i monitorować co z tą wiedzą zrobi. Tu według psychologa tego zabrakło. Zabrakło ogniwa, które sprawiłoby, że dziewczynka nie opowiadałaby o seksie w sposób czysto anatomiczny i bezuczuciowy w swojej grupie wiekowej.
Temat seksu już więcej nie powrócił, ale jestem pewna, że gdzieś został po prostu odłożony przez Milkę na półkę “później, kiedy trochę dorosnę” Dziękuję Bogu Misia nie słyszała naszej rozmowy, wtedy tak łatwo by nie poszło. O ile Milci wystarczyło zapewnienie, że nie ma się czym martwić, młodsza córka rozłożyłaby wszystko na czynniki pierwsze i zadawałaby tyle pytań póki nie poczułaby, że wie co do czego jak. Miała wtedy 5 lat, nie chciałam, by do świata, w którym dziecko wierzy we Wróżkę Zębuszkę i Mikołaja wszedł seks i lekcja biologii o prokreacji.
Po tej historii jestem jeszcze bardziej przekonana co do słuszności dawkowania dziecku wiedzy adopcyjnej. Pani psycholog również stwierdziła, że do pewnych rozmów dziecko musi dorosnąć. Dlaczego? Nie dlatego, że nie zrozumie. Zrozumie, ale czy we właściwy sposób przyjmie i zinterpretuje? Nadal więc twierdzę, że lepiej dojrzeć do pewnych tematów, przecież tak naprawdę dziecko nic nie traci nie wiedząc np. jak technicznie dochodzi do zapłodnienia. Ja dowiedziałam się dopiero przed 4 klasą szkoły podstawowej. Czy gdybym wiedziała wcześniej byłabym szczęśliwsza? Na pewno nie. I choć wiem doskonale, że czasy się zmieniły, dzieci szybciej wchodzą w pewne etapy życia, to póki jeszcze nie ma takiej potrzeby, nie mamy zamiaru wtajemniczać dziewczynki w sprawy dorosłych. Na szczęście koleżanka o której wam opowiedziałam jest w innej klasie i choć widują się chwilę na świetlicy czy na placu zabaw to jednak nie to samo co kiedyś, kiedy były razem w grupie. Kiedy zapytałam Milkę w jakich okolicznościach tamta rozmawiała z nią na tematy seksu, córka mówiła, że w czasie zabawy w dom lub zabawy lalkami. Wiecie co? Za taką zabawę w dom to ja dziękuję.
Trudne to czasy by mądrze wychować dziecko i przygotować je do życia. Kiedyś na pewno będziemy szczerze z dziewczynkami rozmawiać na te i inne tematy. Na szczęście póki co po odpowiedzi na trudne pytania przychodzą do nas. Oby tak było zawsze. Potwierdza się reguła przyswajania prawdy o swoim pochodzeniu, o której powiedziała mi pani z OA. Raz zasiane w dziecku ziarnko wiedzy będzie kiełkować swoim tempem i na swój własny sposób. Kiedy dziecko poczuje, że jest gotowe i ciekawe czegoś, samo do nas przyjdzie po więcej.
Jeśli zaś wiedza przyjdzie z zewnątrz (mam na myśli inne tematy, nie adopcyjne) miejmy zawsze czas dla naszych dzieci, by pomóc im tę wiedzę właściwie zrozumieć i przyjąć.
4 komentarze
Agata
Az mnie zmrozilo… Takie tematy w przedszkolu?! Moja Bi ma 10.5 lat i wyraznie zaczyna dojrzewac i coraz czesciej przemyka mi przez mysl, ze moze przyszedl czas na powazniejsza rozmowe… Ona jednak nie pyta, wiec ciezko mi sie zebrac. Moje dzieciaki kilka lat temu strasznie chcialy wiedziec jak dziecko wychodzi z brzucha mamy. Z tego co pamietam, lekko spanikowalam i poprzestalam na tym, ze lekarz w tym pomaga oraz pokazalam im blizne po cesarce z Nikiem. Od tego czasu jakos przestali pytac… 😉
izzy
No właśnie, trudno się zebrać, bo to trudne rozmowy. Dzieci nie pytają, bo tak naprawdę pewnie nie są gotowe poznać odpowiedzi na swoje pytanie a czas mija. Mam nadzieję, że ani ja ani Ty nie przegapimy tego momentu :)) Tak z biologicznego punktu widzenia to nie mam nic przeciwko, żeby dziecko 10 letnie już wiedziało co i jak, ale żeby w wieku 6 lat o seksie rozmawiać to przepraszam bardzo, ale co to to nie.
olitoria
Kurcze, Izzy, przyznaję, że jestem w szoku… Normalnie aż się we mnie zagotowało, że dziecko może dowiedzieć się w taki sposób, na co kompletnie nie ma się wpływu. Na szczęście u nas jeszcze temat nie wypłynął. Tamaluga myśli, że wystarczy dziecka bardzo chcieć i ono się pojawia w brzuszku. Oczywiście, moje zdanie na temat dawkowania informacji, i całej reszty, zwłaszcza reakcji i zgłoszenia nauczycielce – zawsze było takie samo jak twoje. Zgadzam się w 100 %!
izzy
Eh daj spokój. Ja naprawdę wiem, że czasy się zmieniły, ale porównuję choćby z tym co jest teraz. Wszyscy w klasie wierzą w św. Mikołaja, gdzie im tam w ogóle do wiadomości o seksie. Masakra. Ciekawe co będzie dalej, póki co cisza.