Adopcja

Dzieci lepsze i gorsze.

Najbardziej boimy się tego, co jest nam obce.

Dziś, 2 kwietnia, przypada dzień świadomości autyzmu. Uznawany za zaburzenie neurorozwojowe związany jest z nieprawidłowym rozwojem i funkcjonowaniem mózgu. Przypuszczalnie ma on podłoże genetyczne, ale obecny stan wiedzy tego nie potwierdza.

Lęk.
Coraz więcej par zgłaszających się do ośrodka rezygnuje z adopcji niemowląt. Zaburzenia, które niewidoczne są jeszcze na tym etapie powodują strach, że w przyszłości małżonkowie nie poradzą sobie z tym problemem i zacznie on ich przerastać. Osobiście znam kilka rodzin, które zmagają się z codziennością jaką przynoszą różnego rodzaju zaburzenia, w tym autyzm. Cały mechanizm wychowania takiego dziecka to przede wszystkim świadomość i akceptacja problemu, wiedza i nieustanna praca z dzieckiem. Wytrwałość i bezwarunkowa miłość rodziców to podstawa, by mogło ono w przyszłości normalnie funkcjonować w społeczeństwie, założyć swoją rodzinę. I uwierzcie mi da się, ponieważ miałam okazję obserwować taką rodzinę i na własne oczy zobaczyć jak dziecko autystyczne idąc swoją ścieżką osiąga nie mniejsze sukcesy od swoich rówieśników.

Od wielu lat prowadzę swoją działalność gospodarczą, ale na początku przez 8 lat pracowałam w szkole. W zasadzie w trzech szkołach. Zaczynałam w podstawówce, potem spędziłam 3 lata w technikum/zawodówce a na koniec pracowałam w liceum ogólnokształcącym. Przez całą moją karierę zawodową przewinęło się przez moje życie setki uczniów. Byli różni – od typowych kujonów z dobrych domów poprzez dzieci z problemami pochodzące z patologicznych rodzin na takich, które rodziców nie miały wcale skończywszy.
Na studiach przygotowano nas do tego jak dobrze uczyć języka. Przez ponad 3 lata miałam nie tylko teorię, ale również obserwowałam jak być dobrym nauczycielem i sama prowadziłam lekcje pod kontrolą metodyka. Wszystko fajnie, ale jest jeszcze druga strona medalu, o której niewiele się mówi na studiach.

Nikt nie powiedział nam, że zachowanie dzieci, zwłaszcza to złe, zawsze ma przyczynę.

Nikt nie wspomniał o zaburzeniach jakie dzieci mają i nie nauczył w jaki sposób powinno się z nimi postępować.

Nie wiedziałam, że pewne zachowania wynikają właśnie z tych zaburzeń, nie ze złej woli dziecka.

Nie nauczono mnie jak ogromny wpływ na szkołę ma sytuacja w domu.

Nie miałam pojęcia o tym w jaki sposób podejść do niektórych problemów, że wśród natłoku różnych szkolnych spraw nie można przegapić sygnałów, które są o wiele ważniejsze niż wiedza szkolna.

Miałam zaledwie 22 lata kiedy zaczęłam pracować w szkole. Wychowałam się w normalnej rodzinie, nie wiedziałam jeszcze jak trudny i okrutny potrafi być świat. Kiedy w czasie lekcji zauważyłam, że dwie dziewczyny rozmawiają w ostatniej ławce zamiast słuchać, byłam zła. Były słabe z angielskiego, chodziły do piątej klasy technikum i poważnie zastanawiałam się, czy zdadzą maturę. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że czytają pod ławką czasopismo. Chciałam wiedzieć co to, więc poprosiłam, by dziewczyna podała mi je do ręki. Było to “Dziecko” Do dziś pamiętam co jej powiedziałam. W zasadzie zrobiłam z siebie głupka. Stwierdziłam bowiem, że na dziecko ma jeszcze czas a teraz powinna zająć się nauką. Jak się potem okazało dziewczyna była w ciąży…
W moim naiwnym świecie to nauczycielki zachodzą w ciążę, nie uczennice. W moim “dorosłym” świecie, jedyny problem uczniów to nauka, klasówki, spotkania z kolegami koleżankami, hobby – nie macierzyństwo.

Przyszła do mnie kiedyś babcia jednej z uczennic. Dziewczyna mieszkała z dziadkami, rodzicom odebrano prawa rodzicielskie. Nie bardzo radziła sobie ze szkołą, ze swoim życiem. Trudno było do niej dotrzeć. Zaczęła umawiać się ze starszym mężczyzną. Nie bardzo można było ingerować w tę decyzję – dziewczyna miała ukończone 18 lat. Babcia prosiła mnie, bym z nią porozmawiała. Rozmawiałam, ale cóż mogłam? Nie rozumiałam mechanizmów, nie wiedziałam, że ona znalazła kogoś, kto dał jej poczucie bezpieczeństwa, którego nie zaznała w domu, od rodziców.

Nazywano ją “Czterdziestka” Dziewczynka faktycznie wyglądała niczym Brad Pitt w filmie “Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Mając lat kilkanaście wyglądała jak dorosła kobieta, niska, z dojrzałą twarzą. Spokojnie przyjmowała kąśliwe uwagi ze strony kolegów i koleżanek. Nie uczyła się dobrze, ale była bardzo pracowita. Do tej pory nie wiem na co cierpiała, jaka była jej historia…

Kiedy zaczynałam pracę po studiach, nie było takiego dostępu do informacji jak teraz. Dziś mamy wszystkie narzędzia – trzeba tylko chcieć je poznać. Bo nie ma dzieci lepszych i gorszych. Jedne są bardziej zdolne, inne mniej. Są dzieci zaburzone, cierpiące na różne choroby i takie, które wiele przeżyły jak na swój krótki pobyt na tym świecie.

Myślę, że to właśnie adopcja otworzyła mi oczy na wiele spraw. Kiedyś nie miałam pojęcia, dlaczego niektóre dzieci wyglądają tak, jakby same piły alkohol. Dziś wiem, że dzieci te mogły mieć np. FAS i ich problemy z nauką wynikały właśnie z tego. One po prostu nie były w stanie nauczyć się pewnych rzeczy.
Jest mi ogromnie przykro gdy słyszę, że nauczyciel wyśmiewa się z ucznia, szydzi z niego, poniża. Przy tym ogromie dostępnej wiedzy świadomość autyzmu i innych problemów nadal jest mała. Nie bójmy się więc o tym mówić. Może zapatrzony w siebie świat ocknie się i zrozumie, że czasem po prostu ktoś nie potrafi zachować się inaczej. Każdemu należy się szacunek i zrozumienie – dziecku z autyzmem, FAS-em i każdym innym zaburzeniem.

Pamiętajmy – im więcej wiemy, tym mniej nie wiemy. Chciejmy więc wiedzieć jak najwięcej…

Jeden Komentarz

  • olitoria

    Smutne to, ale mądre i potrzebne, więc dobrze, że o tym piszesz. Kiedyś, chyba nawet ci wspominałam, miałam taką sąsiadkę, która mi podtykała swoją córkę na każdym kroku. Nieopatrznie zaoferowałam drobną pomoc w języku angielskim (dziewczynka miała 12 lat), a wyszło na to, że mam ją uczyć jeszcze polskiego, matmy itp. Nie wiem, co w tym czasie robiła matka, bo nie pracowała zawodowo. Po prostu zwaliła na mnie, obcą osobę ciężar ze swoich barków. A ja przecież pracowałam i wychowywałam 2 małych dzieci!
    Już od pierwszych “lekcji” stało się jasne, że dziewczynka ma poważny problem. Moje nauczanie nie przynosiło efektów i w końcu powiedziałam to jej matce. Była w szoku, bo myślała, że jej córka jest po prostu leniwa i nieogarnięta. Koniec końców decyzją nauczycieli wylądowała w szkole specjalnej i tylko to jej pomogło. To także uświadamia, że wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy z zaburzeń dziecka. Trudno nam w to uwierzyć, ale niestety są rodzice nie wywiązujący się ze swojej roli, nie interesujący się dzieckiem. 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.