Kto ukradł karty Kuby?
Dziś będzie troszkę o zaufaniu, a właściwie zaufaniu do dzieci. To wbrew pozorom trudny temat, bo z jednej strony bardzo chcielibyśmy wierzyć we wszystko co mówią nasze maluchy (jak to, mamę, tatę okłamią? ) ale z drugiej strony wiemy jak ten świat działa. Dzieci ukrywają prawdę ze wstydu, strachu przed konsekwencjami, dla żartu czy innych jeszcze powodów. Czy mimo wszystko ufać na 100%, bo przecież to moje dziecko, czy zostawić ten margines w którym będziemy potrafili na trzeźwo spojrzeć na sytuację z boku?
Bardzo chciałabym wypracować w swoich dzieciach zaufanie, nie tylko moje do nich, ale również ich w stosunku do nas, rodziców. Chcę, by zawsze mogły do nas przyjść, z czymkolwiek, każdą trapiącą je “bzdurą”. Po prostu nie chcę niczego przegapić….
Opowiem wam dziś pewną historię, która wydarzyła się pod koniec ubiegłego roku szkolnego.
Od mniej więcej połowy 1 klasy jest u nas szał na zbieranie kart – w naszej klasie są to karty Pokemon, którymi dzieci grają i wymieniają się. Myślałam, że Pokemony należą już do przeszłości, kojarzę je sprzed co najmniej 15 lat. Na jakich zasadach zatem się wymieniają? Nie wiem. Nie jestem w stanie tego ogarnąć, ale nie o tym. Ponieważ pogoda była ładna, któregoś dnia pani ze świetlicy zabrała dzieci na podwórko, gdzie mają dość spory teren do zabawy. Część dzieciaków grała w piłkę, część bawiła się na placu zabaw, a część siedziała na kocach i “trejdowała karty” (jak to oni nazywają 😉 W pewnym momencie jeden z chłopców zostawił swoje karty i dołączył do grupy grającej w piłkę. Wiatr zaczął rozwiewać je wszystkie, więc moje dziewczyny, które siedziały obok zebrały i położyły z powrotem na kocu. Kart było nie mało, bo aż 100 – mama zakupiła chłopcu cały pakiet. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Kuba schował karty do plecaka, poszedł dalej grać a dziewczyny zajęły się zabawą z koleżankami i oddaliły się od koca. Z daleka jednak zobaczyły jak jeden z kolegów zabiera karty do swojego plecaka. Gdy wrócił Kuba, szukał kart, dzieci pomagały mu, “bo jak mówiła pani “może znów zwiał wiatr”, ale niestety nie znalazły się. Trudno powiedzieć w jaki sposób tyle kart może nagle zniknąć. Przecież nawet gdyby zostały rozwiane po terenie, to jakaś na pewno leżałaby zatrzymana przez krzaki, czy inną przeszkodę. Po kartach ani śladu. Dziewczynki opowiedziały Kubie co widziały i postanowiły z tą informacją pójść do pani. Zdenerwowała się. Ale chyba nie na tego co zabrał, ale na samą sytuację – widać, że kobieta nie lubi problemów ( niby kto lubi…) Tak czy siak, nie uwierzyła moim dzieciom. Milka mówi więc do niej, żeby zawołała chłopaka i kazała mu pokazać co ma w plecaku. Na to pani, że jak jest taka mądra to niech sama pokaże co ma w plecaku. Milka powiedziała, że może pokazać, że nie ma nic do ukrycia. Pani jednak stwierdziła, że nie będzie grzebać w czyimś plecaku i sprawa się zakończyła. Przynajmniej na chwilę, bo gdy przyszedł tata po Kubę, tłumaczyła mu co się wydarzyło. Rozumiem procedury, rozumiem to, że zmieniły się czasy, RODO i inne bzdury, że dzieci nawet nie wiedzą co koleżanka dostała ze sprawdzianu. Ale w moich czasach taka sytuacja zostałaby oczyszczona – albo od razu wśród uczniów, albo przy rodzicach. Kompletnie nie rozumiem dlaczego pani nie mogła przy rodzicu/rodzicach kazać dziecku wysypać na koc co ma w plecaku. Przecież jeżeli pani uważała, że moje dzieci kłamią, to oczyściłoby chłopaka.
A wiecie czemu nie uwierzyła moim dziewczynkom? W poprzednim tygodniu wychowawczyni napisała do mnie informację, że Milka została posądzona o kradzież 2 kart Pokemon. Oskarżył ją właśnie ten chłopak, który jak potem twierdziła zabrał karty Kuby. Milka powiedziała pani, zresztą zgodnie z prawdą, że dostała je od nas na Dzień Dziecka i że to są jej. Powiedziała jednak, że nie chce takiej sytuacji, w której ktoś ją oskarża o takie rzeczy i oddała koledze te 2 karty. W domu powiedziała mi, że miały niewiele wartości 😉 Tak czy siak zachowała się ładnie. Pani ze świetlicy uważała jednak, że oskarżenie o kradzież kart Kuby było zemstą za zachowanie z poprzedniego tygodnia.
Wiecie, trudno mi to komentować, ale szkoda, że pani zamiast rozwiązać sytuację, przyjęła tylko jedną wersję wydarzeń – swoją. Resztę zamiotła pod dywanik. Kuba płakał w domu, bo z nowych 100 kart nie została ani jedna. Mama napisała na naszej klasowej grupie na Messengerze, że prosi by sprawdzić, czy u kogoś w plecaku “przypadkowo” nie znalazły się te karty. Żeby mieć czyste sumienie ja też sprawdziłam. Napisałam na grupie, że u nas nie ma. Mama tego chłopca nie odezwała się. Szczerze powiem, że gdybym znalazła u swojego dziecka kradzioną rzecz, natychmiast oddałabym właścicielowi a dziecku kazała przeprosić. Owszem, byłoby mi wstyd, ale wolałabym to, niż dać przyzwolenie na takie zachowanie. A pani ze świetlicy kolejny raz pokazała, że najlepiej radzi sobie z dziećmi, gdy wykonują pracę, którą im zadała. A to była dopiero pierwsza klasa. Dziś mogę wam powiedzieć, że mam dla was kolejne historie z tym chłopcem w roli głównej. Co będzie w przyszłości? Aż boję się pomyśleć…
Dzieci kłamią. Moje też. Zwykle kiedy coś zbroją i boją się konsekwencji. Czy zawsze im wierzę? Trudno powiedzieć, ale zawsze staram się dociec prawy. Rozmawiamy, rozmawiamy i jeszcze raz rozmawiamy. Najgorzej jest, gdy konflikt dotyczy obu moich córek. Każda ma swoją wersję wydarzeń i obie przy niej twardo stoją. Na przykład jedna mówi, że siostra zburzyła jej budowlę nie specjalnie a druga, że to było celowo, bo ta nie chciała dać jej jakiegoś klocka. Komu dać wiarę? Wysłuchujemy więc najpierw jednej wersji, potem drugiej i próbujemy ustalić co mogło się wydarzyć. Nawet najmniejszy konflikt może przerodzić się w sztorm, więc pomagamy dzieciom poradzić sobie z tym co się wydarzyło. Doskonale wiemy, że żadna nie zmieni zdania, przecież to tak jakby zagorzały zwolennik jakiejś partii politycznej próbował przekonać przeciwnika do swoich racji.
Na początku rozmowa jest trudna, obie płaczą i mówią “Uwierz mi, tak było jak mówię. Ona kłamie!” Ale oczywiście wersja wydarzeń jest tak różna, że często zastanawiamy się czy aby na pewno dziewczyny opowiadają o tym samym.
-No dobrze, mówię, każda z was na spokojnie jeszcze raz opowie jak to było. Opowiadają. Bardzo trudno jest słuchać, gdy siostra mówi coś, z czym zupełnie się nie zgadzasz. Najlepiej byłoby od razu się bronić, albo nawet naskoczyć na nią z zębami. Tyle, że ja tego nie chcę. Marzeniem moim jest nauczenie ich, że można wysłuchać drugą osobę, bez krzyku, bez przerywania jej. To ogromnie trudna umiejętność, której my dorośli często nie potrafimy. Uczę więc moje dzieci tego, że choć dwoje ludzi mówi o tych samych wydarzeniach, każdy widział je inaczej, swoimi oczami. I niekoniecznie siostra kłamie. Po prostu ona odczuła to w inny sposób. Zawsze powtarzam im, że dobra zabawa jest wtedy, gdy śmieją się wszyscy. Bo cóż z tego, że ja uważam coś za żart, jeśli on sprawi komuś przykrość.
W każdej sprzeczce staram się więc odnaleźć uczucia jednej i drugiej strony. Mówię dziewczynkom, że nie mogę uwierzyć w tylko jedną wersję wydarzeń, ponieważ nie było mnie przy tej sytuacji. Rozumiem Misię, która płacze, że siostra zburzyła jej budowlę. I rozumiem Milkę, że zrobiła to, bo nie tamta nie chciała jej oddać klocka, którego potrzebowała. Pytam więc moje dzieci, w jaki sposób następnym razem można inaczej rozwiązać tę sytuację. Pochlipując uznają, że przecież Misia mogła oddać klocek za inny, a Milka nie musiała wyszarpywać na siłę tego, który był przedmiotem sporu. Konflikt zażegany. Dziewczyny idą się dalej bawić, sprawy nie było.
Tak jak wspomniałam historia kart Kuby ma swoje pokłosie. Chłopak, który je zabrał dostał ciche przyzwolenie na takie zachowania. Ale o tym już innym razem. Cóż, nasza pani już raczej nie mówi o klasie że “nigdy takiej grzecznej nie miała”
6 komentarzy
Agata
Coz… Im starsze sa moje dzieciaki, tym czesciej odkrywam, ze maluchy potrafia byc wredne, zlosliwe i co gorsza, perfidne. Taka sytuacja, na szczescie nie dotyczaca moich Potworkow (choc byly jej swiadkami), ktora zdarzyla sie jakies 2 lata temu, czyli dotyczyla ledwie 8-latkow. Jest dziewczynka z rocznika mojego syna, o ktorej wiem, ze w domu wolno jej wszystko, jest jedynaczka, ksiezniczka rodzicow, itd. Najwyrazniej zderzenie ze szkola i gromada rowiesnikow, nie wyszlo jej na dobre. W autobusie, poniewaz dzieciaki ogolnie rozrabiaja i wyklocaja sie o to, kto z kim ma siedziec, kierowcy zaczeli wyznaczac im miejsca odgornie. Nie wiem jaki zatarg owa panna miala z blizniakami siedzacymi pare miejsc dalej, ale pod ich nieobecnosc tamta dziewczynka usiadla na ich miejscu i markerem napisala na siedzeniu jakies rysuneczki i podpisala ICH imionami! Kierowca, odpowiedzialny za swoj pojazd, wieczorem zobaczyl smarowidla i wywolal burze. Oczywiscie pierwsze na dywaniku wyladowaly blizniaki, bo to ich wyznaczone miejsce i ich imiona. Kierowca ma caly autobus mlodziezy, wiec nie pamietal nawet czy blizniaki jechaly tego dnia z nim, czy nie. Musieli wykonac telefon do rodzica, ktory potwierdzil, ze dzieci nie jechaly tego dnia autobusem. Po szybkim dochodzeniu, okazalo sie, ze kilkoro dzieci widzialo Brooklyn (ladne imie ma i taka drobna blondyneczka, a taki czort ;P) jak maluje po siedzeniu. Wezwano i smarkule i jej matke na wyjasnienie. Panna zaparla sie w zywe oczy, ze to nie ona. Nawet kiedy dzieciaki powtarzaly jej, ze “przeciez cie widzialam”, szla w zaparte, ze ona tego nie zrobila, a matka oznajmila, ze to slowo jej corki przeciwko slowom jakichs malolatow, a w autobusie nie ma kamer, wiec nie maja dowodu. Nie wiem jak skonczyla sie owa historia, bo Nik ogolnie nie zadaje sie zbytnio z dziewczynkami, zaskoczylo mnie tylko, ze 8-latka moze byc tak cwana, zeby pomalowac siedzenia ale na cudzym miejscu i jeszcze podpisac odpowiednim imieniem, zeby wyszlo, ze to tamte dzieciaki to zrobily. Malolaty mnie zadziwiaja i to czesto negatywnie. 😉
izzy
Tak, przykro patrzeć jak dzieciaki potrafią być wredne i złośliwe a ty nie możesz nic zrobić, ochronić swojego dziecka. I jak tu znaleźć balans w wychowaniu dziecka, żeby z jednej strony wychować porządnego obywatela, ale z drugiej strony, żeby ten człowiek potrafił się bronić i był silny.
I weź tu teraz taką historię jaką opisujesz – idzie taka w zaparte a jesteś przekonana, że kłamie tylko nie masz dowodów. I patrz jaka cwana, że bez emocji potrafi tak bronić swoich racji. Zwykle właśnie jak zauważyłam tak jest, gdy dziecko wychowywane jest w sposób w jaki opisujesz – po prostu uważa się za najważniejsze i do tego, że wszystko mu wolno.
Co do imienia to bardzo ładne, chyba rodzice lubili New York 😉
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku kochana, Ciebie też przepraszam, że Cię zaniedbałam, poprawię się i wrócę i komentarzami tu i na Twojego bloga :))
Aglaia
Pokemonów szał każdy z nas ich 500 miał…. – będą śpiewać nasze dzieci. U nas też trwa to szaleństwo (i w szkole u córki mojej fryzjerki też). Też były oskarżenia o kradzieże, poszukiwania zagubionych albumów itp. Daję tej modzie jeszcze rok i przejdzie płynnie w coś innego (przeżyłam już modę na super zingsy, karty Lego Ninjago i karty FIFA).
Postawa Pani na świetlicy mega słaba ale niestety typowa – zamiećmy sprawę pod dywan, zamknijmy oczy i problem w magiczny sposób sam zniknie. Złodzieja kart nauczyła, że można kraść i uchodzi to na sucho. Twoją córkę nauczyła, że nie warto ufać dorosłym bo w kluczowych momentach i tak zawodzą i trzeba sobie radzić samemu. Nie wiem czy macie możliwość indywidualnego porozmawiania z nauczycielem (u nas na zmianę są grupowe wywiadówki i tzw. „dni otwarte” kiedy można zapisać się na indywidualną rozmowę) ale ja bym chyba zgłosiła ten problem wychowawcy. Może to walka z wiatrakami a może kropelka, która podrąży skałę.
Ja z tym dochodzeniem prawdy w sprzeczkach między rodzeństwem miewam spory kłopot – syn jak go siostra wkurzy zazwyczaj stosuje mniej lub bardziej wyrafinowaną przemoc fizyczną i od razu jest wrzask „mamo, bo on mnie uderzył, uszczypną, popchnął, dotknął moją głowę….” i reakcja zazwyczaj powinna być jednak natychmiastowa bo nie ma naszej akceptacji dla przemocy ale dojście do tego co się stało i wyeliminowanie prowokacyjnych zachować córki jest już dużo trudniejsze – syn stawia na konkret „bo ona mi – krzyczała do ucha, zabrała zabawkę bez pozwolenia, nie pozwoliła bawić się swoimi itp., itd.”, według mojej córki wszystko co złe to nie ona – to krasnoludki a ona na krasnoludki nie ma żadnego wpływu … i gadaj z taką.
izzy
Ja też uważam, że to wszystko przez krasnoludki 😉 I wiesz, czasem się zastanawiam, czy może jednak nie jest to prawda, bo pytam jedną, czy coś tam zrobiła, mówi nie, pytam drugą, też nie i mówi, że to “ktoś inny” Czyli a) istnieją krasnoludki b) zrobił to mój mąż i się nie przyznaje c) mam chorobę psychiczną 😉
Tak, niestety tak jak mówisz słaba postawa pani i co nauczyła dzieci? To co mówisz. Można kraść i oszukiwać jeśli jesteś sprytny i ujdzie ci to na sucho. Dorosłym raczej ufać nie można, pomocy należy szukać gdzie indziej.
Historia ma ciąg dalszy, jak się ogarnę to napiszę 😉 Tak czy siak obecnie dzieciom do szkoły nie wolno przynosić kart to zabiło trochę zabawę, bo ileż można wymieniać się z siostrą 😉
Przepraszam, że tak późno odpisałam, ale pozdrawiam całą Waszą rodzinkę serdecznie, mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze. No i oczywiście cudownego Nowego Roku :)))
olitoria
Nie mogę doczekać się dalszego ciągu 😀
Nic nie mów o tych Pokemonach… U nas w przedszkolu też szał. I też w szoku byłam, że to na czasie. Panie nawet wydały specjalne oświadczenie “W piątki, czyli Dzień z zabawką, można przynieść tylko jedną zabawkę, więc jeśli jest to karta Pokemona to też JEDNA”, hahahaha!
izzy
Hahaha padłam! Serio jedna karta? No to się powymieniają 😀 Hazard na całego 😀
Będzie, będzie dalszy ciąg. Niestety…