W wielkim skrócie.
Już od 4 tygodni trwają wakacje a ja zatrzymałam się gdzieś mniej więcej w połowie kwietnia kiedy to szykowaliśmy się do majowego wyjazdu. Szczerze mówiąc nie wiem z czego wynika ten brak czasu na wszystko. Czy to przychodzi z wiekiem, że wskazówki przesuwają się szybciej, czy po prostu tyle jest do zrobienia, że od jednej czynności człowiek przechodzi do kolejnej i tak w kółko? Mam wrażenie, że jest poranek i zaraz wieczór. Środek mija tak, jakbym na pilocie wcisnęła przycisk “przyspiesz 16 razy”
Dziś więc w bardzo dużym skrócie różności na różne tematy :)) Gotowi?
A więc cofamy się do połowy maja, kiedy to wyjechaliśmy na włoską majówkę. Tym razem naszym celem był nie “obcas”, ale druga strona buta i nie tylko. Dziewczynki bardzo chciały zobaczyć Wenecję, więc od niej zaczęliśmy. Plany planami, ale cóż zrobić jeśli wyjeżdżasz do Włoch w połowie maja a prognoza pogody licha? Pocieszeni myślą, że “przecież to Włochy, ileż może padać” wsiadamy do auta i ruszamy. Udaje nam się dojechać następnego dnia dość wczesnym popołudniem, więc postanawiamy od razu wybrać się do centrum. I to był strzał w dziesiątkę, bo pogoda była dobra. Kolejny dzień przywitał nas deszczem i w deszczu zwiedzaliśmy miasto. No cóż, jak każde miejsce tak i Wenecja bez słońca traci połowę swojego uroku. Na szczęście dziewczynom nie przeszkadza – cieszą się, że mogą użyć swoje parasolki. No i tu właśnie opiszę wam pewną przygodę. Na Moście Westchnień, Milka patrzyła w dół kanału oczywiście wymachując parasolką w lewo i prawo. Plum i parasolka wpadła do wody. I choć dość szybko mąż zebrał się i pobiegł na dół próbując ją ratować, niestety opadła w otchłań przedostając się do podwodnego świata. Oczywiście póki ktoś jej nie wyciągnie…
Kolejny dzień wita nas słońcem, ale po południu zaczyna znów padać deszcz. A jakże. Zostają wydane alerty dla kilku regionów, mają przejść burze. Co się okazuje nad Włochami wisi cyklon i w zasadzie nie ma gdzie uciec, by mieć lepszą pogodę. Pierwszy tydzień nie przyniósł więc spektakularnej pogody, której można by się było spodziewać. Sami Włosi byli zaskoczeni, ale mówili, że niestety co kilka lat pojawia się taka aura. W niektórych regionach doszło do podtopień, były też ofiary.
Staraliśmy się, by pogoda nie zepsuła nam planów, ale niestety nie wszystkie udało się zrealizować – to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że musimy w te rejony powrócić. Najbardziej bałam się o czwartek, na który mieliśmy wykupiony już wcześniej z Polski bilet na Wezuwiusz. Jakoś nie wyobrażałam sobie zwiedzania krateru wulkanu w deszczu …. Kolejny raz mieliśmy szczęście – pogoda była wręcz wymarzona, bardzo ciepło, ale nie upał, więc mogliśmy w spokoju odbyć wycieczkę. Muszę powiedzieć, że ten dzień był wspaniałą lekcją historii dla naszych dzieci. I nie tylko historii. Po Wezuwiuszu udaliśmy się na zwiedzanie Pompejów. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że są one tak ogromne, że tyle udało się odzyskać z zasypanego miasta. Spokojnie można poświęcić cały dzień właśnie tylko na Pompeje. Widzę, że dziewczynki bardzo lubią miejsca historyczne, interesują się tym jak to było kiedyś, jak żyli ludzie. Wycieczkę na pewno zapamiętają na długo.
Pompeje Zaglądamy do Krateru. Patrząc na Neapol
Choć znajdowaliśmy się blisko Neapolu, nie dotarliśmy do niego. Może następnym razem. Widzieliśmy miasto z góry i póki co musi starczyć 😉 Za to jako fani Gwiezdnych Wojen wybraliśmy się na zwiedzanie pałacu w Casercie – oddalonego o kilkanaście kilometrów od Neapolu. Zbudowany na wzór Wersalu pałac robi wrażenie, choć ogrody nie umywają się do tych wersalskich. Fajnie jednak było wejść po schodach po których wchodzili rycerze Jedi – to tu kręcono właśnie kilka scen z Gwiezdnych Wojen :))
Wybrzeże Amalfi, na którym byliśmy jest piękne – to muszę stwierdzić. Strome klify, błękitna woda, nie bez powodu droga zwana Amalfitaną nazywana jest najpiękniejszą w Europie. Zaliczyliśmy Ścieżkę Bogów, spacer po sadach cytrynowych i wiele innych cudownych miejsc – naprawdę polecam, szczególnie poza sezonem, gdyż nie wyobrażam sobie wielu wycieczek w prażącym wakacyjnym słońcu.
Zmiana tematu, końcówka roku szkolnego. Ogólnie do tematu szkoły jeszcze powrócę, ale cóż, zakończyliśmy 2 klasę i jakoś trudno mi uwierzyć, że jeszcze rok i pożegnamy nauczanie początkowe. Dzieciaki dostały świadectwa i pamiątkowe książki, pożegnaliśmy panią wręczając jej kwiaty i czekoladki i życzyliśmy sobie dobrych wakacji.
W wakacje zawsze mam mało pracy, poświęcam się raczej pracom ogródkowym, gotowaniem, sprzątaniem i zapewnianiem towarzystwa dzieciom. Od jakiegoś czasu mąż również jest w domu, ma pracę tylko zdalną, więc możemy cieszyć się chwilami takimi jak wspólne jedzenie posiłków, picie kawy (tzn. my z mężem, żeby nie było choć dziewczyny chętnie piją z nami Inkę 🙂
To chyba pierwsze takie wakacje, kiedy to dziewczyny są tak mało absorbujące. Żeby nie było, oczywiście, że czasem mają słabszy dzień, czy się pokłócą, podniosą mi ciśnienie, ale oceniając tak ogólnie to myślę, że jest super. Pogoda dopisuje, jest gorąco, więc dużo kąpią się w basenie i cóż, tu muszę powiedzieć, że nadal trzeba je pilnować, bo jednak jak szaleją w wodzie to nie ufam im do końca. Często nie zdają sobie sprawy z tego, że coś małego może skończyć się źle. Zauważyłam, że co roku dziewczyny odkrywają/ wracają do zapomnianych zabaw. W tym roku na fali jest drewniany domek, w którym nie bawiły się w tamtym roku prawie wcale, za to siedziały w piaskownicy a teraz niekoniecznie. Wciąż uwielbiają swój placyk zabaw i huśtanie na huśtawce, szczególnie w towarzystwie muzyki. No właśnie – Spotify to ulubiona aplikacja moich dziewczyn, w zasadzie jedyna, z której korzystają na telefonie. Uwielbiają ją, co oczywiście skutkuje tym, że praktycznie nie widzę swojego telefonu, bo cały czas go okupują 😉 Ale bardzo mnie to cieszy, bo uważam, że muzyka powinna być obecna w życiu dziecka, no i oczywiście nie tylko dziecka. Słuchają, śpiewają, odkrywają nowe teksty, nowych wykonawców. Po części tak jak ja, z tym, że ja wychowałam się na kasetach i oczywiście trudno mi było zdobyć teksty do ulubionych piosenek. Czasy strasznie się zmieniły i choć z sentymentem wspominam wkładanie odpowiedniej kredki w dziurkę w kasecie, by szybciej przesunąć taśmę, to jednak stwierdzam, że taki Spotify to magia.
Oprócz piosenek dziewczyny uwielbiają wszelkiego rodzaju słuchowiska, po polsku i po angielsku też. Odkryły gdzieś tam serial słuchowiskowy “Kot Mundek na tropie”, który został sfinansowany z budżetu miasta Łodzi i słuchają non stop. Z niecierpliwością czekają na nowe odcinki. Nie mamy więc wyjścia, będziemy musieli wybrać się do Łodzi, bo ciągle pytają kiedy pojedziemy. Dobrze, że niedaleko 😉
A serial fajny, polecam wam.
I tak nam dni mijają. Pomimo, że dziewczyny ciągle mają co robić, ja niestety też mam co robić. No bo zawsze jest coś do posprzątania, ugotowania, kupienia, zrobienia i okazuje się, że mamy wieczór, ja padnięta i znów nic na blogu nie napisałam. To chyba tyle u nas w skrócie. Oczywiście w międzyczasie wyniknęły inne tematy, ale chciałabym poświęcić im osobne wpisy, więc niech czekają na swój czas. Może się zmobilizuję bardziej, by do nich wrócić, może komuś się przydadzą nasze doświadczenia.
Mam nadzieję, że wakacje mijają wam w cudownej atmosferze i niezakłóconym odpoczynku. Jeżeli jeszcze jesteście przed wyjazdami, życzę wam wspaniałych doświadczeń, relaksu i przygód. Jeżeli wakacje za wami, mam nadzieję, że nagromadzone siły starczą na jak najdłużej 🙂 My jeszcze wybieramy się na coroczny wypad wrześniowy, a potem już tylko nauka, nauka i jeszcze raz nauka. W końcu 3 klasa to już nie przelewki 😉
2 komentarze
Aglaia
Też kiedyś pojechaliśmy na majówkę do Włoch – w Wenecji było 6 stopni, Rawennę zwiedzaliśmy w strugach deszczu, brodząc w wodzie po kostki a w drodze do Maranello złapała nas śnieżyca. Tak więc była to niezapomniana majówka 😉 .
Miłego wrześniowego wypoczynku – mam nadzieję, że lepszego pogodowo. Powodzenia w 3 klasie. Ja nie widziałam specjalnej różnicy w poszczególnych klasach nauczania początkowego – wiadomo materiał co raz trudniejszy, lektury czasem dłuższe ale jak ktoś ogarnął pierwszą i drugą klasę to i w trzeciej da radę.
My już pożegnaliśmy się z nauczaniem początkowym. Od września 4 klasa, nowa wychowawczyni, nowy system nauczania i oceniania. Dobrze, że chociaż większość kolegów ta sama, choć i tu na horyzoncie zmiany.
izzy
Eh, no właśnie tak z tą pogodą bywa. Z dwojga złego wolę deszcz niż gradobicie, które nawiedziło niedawno północne Włochy i Chorwację. Ludzie stracili przednie szyby w autach, nie mieli jak wrócić, zmasakrowane namioty itd. Ja lubię ciepełko, bo cóż to za wakacje jeśli u nas na niedzielę prognozują 17 stopni i deszcz 🙁 Tak dużo mamy tych fatalnych pogodowo dni w roku, że choć te 2 miesiące człowiek chciałby napawać się słonkiem i łapać witaminę D 😉
Co do szkoły to dzięki, trzymaj kciuki, też mam nadzieję, że będzie ok. Dziewczynom przykro, że to ostatni rok z panią, bo bardzo ją lubią.
A czwarta klasa to bez wątpienia coś nowego, dla wszystkich. Tylko dla jednych to super wyzwania a dla innych przerażająca wizja czegoś, czego nie znają.
U nas jest ogólnie chyba fajna szkoła, choć nauczyciele bywają różni. No i nie wiadomo jak rówieśnicy – w końcu 4 klasa to już dzieci/nastolatki, dochodzą nowe zagadnienia, problemy. No cóż, samo życie. Mam nadzieję, że u Was i u nas będzie więcej tych dobry chwil 🙂
Wspaniałej drugiej połowy wakacji dla Waszej rodzinki!