Psychologia,  Szkoła

Rodzicu, nie przegap…

Kiedyś Einstein powiedział: “Każdy jest geniuszem. Ale jeśli zaczniesz oceniać rybę pod względem jej zdolności wspinania się na drzewa, to przez całe życie będzie myślała, że jest głupia.”

Antek stracił wzrok na jedno oko. Marcin zaczął się moczyć. Ania spóźnia się, bo z nerwów siedzi w toalecie przed wyjściem. Bartek nie potrafi zapomnieć kiepskiego żartu kolegów, który sprawił mu przykrość. Adaś żyje w takim napięciu, że w każdej chwili jego słaba psychika może roztrzaskać się na kawałki. Karol nie wytrzymuje presji, bierze tabletki.

Mija trzeci miesiąc nauki. No może dla nas trochę mniej, gdyż jak zwykle zaczęliśmy z małym opóźnieniem. Nawet nie wiem kiedy to wszystko minęło, ale cóż, czas pędzi nieubłaganie i moje “małe” dziewczynki chodzą już do 3 klasy. Im dłużej jednak mam styczność ze szkołą, tym szerzej otwierają mi się oczy na rzeczywistość w której przyszło nam edukować dzieci. Chciałabym podzielić się z wami dzisiaj kilkoma historiami z życia wziętymi. Mam nadzieję, że pomogą wam choć w części dostrzec pewne problemy i zrozumieć z czym na co dzień muszą się zmierzyć nasze dzieci.

Cisza. Drugoklasiści zajęci są pracą, kiedy to nagle jedno z dzieci puszcza bąka. Nie celowo, chłopiec czuje się raczej skrępowany sytuacją i zawstydzony, kiedy pani z udawanym uśmiechem mówi: – No, jeszcze raz taka sytuacja będzie mieć miejsce to zrobię ci zdjęcie i wstawię na Facebooka z podpisem “Pierdzioch” I zaczęła się śmiać w towarzystwie kilku innych uczniów podczas gdy “winowajca” próbował znaleźć w tym wszystkim coś śmiesznego. Kiedy na początku poprzedniego roku klasie została przydzielona wychowawczyni, wszyscy zazdrościli. W końcu pani Basia uznawana jest w szkole za najlepszą. Wszędzie jej pełno, ciągle jest zajęta, a to organizowaniem jakiejś akcji, a to zabawy dla dzieci albo dodatkowych zajęć. Dziś wiem, że pani Basia to przede wszystkim dobre zdjęcia i PR jaki wokół siebie kreuje. Kiedy była na zastępstwie w naszej klasie zapytałam moje dziewczyny co o niej sądzą. – Mama, ona tylko udaje miłą, odpowiedziały.

Antek jest w 4 klasie. Bardzo przeżywał przejście z nauczania początkowego, tym bardziej, że jego rówieśnicy są dobrzy w nauce. “Patrzcie jaki Mateusz jest wspaniały, bierzcie z niego przykład, choć trudno będzie mu dorównać”, powiedziała pani od matematyki, gdy odkryła, że jeden z uczniów ma duży talent. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nauczycielom wydaje się, że takie słowa działają na uczniów motywująco – efekt jest zupełnie odwrotny, ponieważ mają poczucie, że prawdopodobnie nigdy nie dorównają temu najlepszemu. Czym innym jest pochwała a czym innym stałe wyróżnianie jednego z uczniów i niezwracanie uwagi na pozostałych. Dlatego właśnie pani nie pamięta jak nazywa się chłopiec siedzący obok Mateusza – jest to po prostu kolega Mateusza….

Jest kwiecień tego roku. Lada dzień egzamin ósmoklasisty. Karol jest dobrym uczniem i uczynnym kolegą. Jego koleżanka, która wybiera się do tej samej szkoły średniej dzwoni do niego, by o coś zapytać. Nie odbiera. Wieczorem jej mama dzwoni do mamy Karola i dowiaduje się, że Karol jest w szpitalu, połknął dużą ilość ogólnodostępnego Paracetamolu. Czyn został zakwalifikowany jako próba samobójcza, choć trudno stwierdzić do końca co tak naprawdę się wydarzyło. Karol trafia pod opiekę psychiatry do specjalistycznej kliniki i dostaje tylko przepustkę na napisanie egzaminu. Rodzice już nie chcą, by został lekarzem, może być informatykiem, tak jak sobie wymarzył….

Nie wiem jakie wy macie doświadczenia, ale ja mam wrażenie, że na każdym kroku ona jest. Presja. Presja w domu, presja w szkole, presja wśród rówieśników. Czasy się zmieniły i tu chyba niestety wcale nie na lepsze. Owszem, kiedyś również były sytuacje, że z kogoś ktoś się wyśmiewał, że stawiano poprzeczki dzieciakom, że ktoś miał słabszą psychikę. Jednakże większość z nas radziła sobie w szkole sama, nawet bez pomocy rodziców. Teraz ogromna część uczniów chodzi na korepetycje ( i nie mam na myśli hobbystycznie, dla dodatkowej wiedzy) i nie jest w stanie poradzić sobie z przedmiotami na własną rękę. Na co dzień mam do czynienia z dziećmi z różnych szkół i to co się dzieje to według mnie nie jest normalne. Na naszym lokalnym forum codziennie ukazuje się niewyobrażalnie duża liczba ogłoszeń ludzi poszukujących korepetytorów z różnych przedmiotów. My jesteśmy dopiero na poziomie 3 klasy, więc próbuję zrozumieć w czym tkwi problem. Czy materiał jest aż tak przeładowany, że uczniowie nie są w stanie przyswoić go w określonym terminie? Czy może problem tkwi w samych uczniach i ich podejściu do nauki? Ja wiem, że w podstawówce rzadko które dziecko potrafi się uczyć i zorganizować sobie warsztat pracy. To przychodzi dla większości nieco później. Ale z moich obserwacji mogę wam powiedzieć, że w szczególności chłopcom nie chce się uczyć, ponieważ są uzależnieni od gier komputerowych. O ile ci zdolni zrobią co mają zrobić szybko i potem zasiadają w swoim ulubionym fotelu gamingowym na wiele godzin, tak ci mniej uzdolnieni po prostu zaczynają być do tyłu już w klasach nauczania początkowego. Z ciekawości powiem wam, że ja doskonale wiem które dzieci za dużo siedzą przed komputerem. Skąd? Są to dzieci, które mają ogromne problemy ze skupieniem, trudno im wysiedzieć w jednym miejscu, kręcą się cały czas i przede wszystkim chcieliby, żeby lekcja miała takie tempo jak gra komputerowa. Czyli np. denerwuje ich to, że za wolno ktoś mówi na nagraniu, że są przerwy między wypowiedziami, chaotycznie robią zadania przeskakując z jednego do drugiego i wiele innych. Wymaga to mojej pracy, by przyzwyczaić dziecko do moich reguł i zasad, ale wszystko udaje się dzięki pracy indywidualnej czy w parach. Rozmawiałam kiedyś z naszą panią na ten temat i powiedziała mi, że dla niej najgorsze są poniedziałki, ponieważ właśnie wtedy najtrudniej pracuje jej się z uczniami, zwłaszcza tymi, którzy przez cały weekend siedzieli przed ekranem komputera.

Coraz bardziej przekonuję się w praktyce o czymś, co od dawna wiedziałam w teorii – przygotowanie do życia, silna psychika i poczucie własnej wartości są cenniejsze niż jakakolwiek ocena w szkole. Owszem, uczeń, który poświęca dużo czasu na naukę chciałby mieć pokrycie w świadectwie z paskiem, ale w ogólnym rozrachunku jest to mniej ważne niż to, w jaki sposób szkoła przygotuje ucznia do życia.

Problem według mnie jest bardzo złożony. Z jednej strony wszystko wychodzi przecież od rodziców – jeżeli nie ma wsparcia w domu, szkoła nie jest w stanie wiele osiągnąć. Rozmawiałam ze znajomą, która pracuje w podstawówce i humorystycznie stwierdziła, że dziwi się, że jeszcze nikt nie popełnił jakiejś zbrodni na uczniu, bo ich zachowanie i podejście do nauki, szacunek dla drugiej osoby jest poniżej wszelkich norm. Z drugiej jednak strony, mamy nauczycieli takich jak pani Basia, która spełnia się jako nauczycielka karmiąc swoje własne ego kosztem uczniów. Taki przykład jeszcze z wczoraj, ponieważ znów miała u nas zastępstwo. Rozmowa była o instrumentach, pani pyta więc, które z dzieci na czymś gra. Jeden z chłopców zgłosił się i mówi, że gra na pianinie. Na co pani odpowiada: “Ale i tak jesteś DO BANI i musisz się jeszcze długo uczyć” Nie wiem, czy stwierdziła tak na podstawie “Pokazu talentów”, który odbył się u nas w szkole w którym ten chłopiec występował, czy miał to być jakiś chory żart, ale powiem wam, że mnie zamurowało… Pozostawię zachowanie pani bez komentarza.
Prawie zapomniałam. Jeszcze jedna sytuacja, już nie z naszej szkoły. Pani od angielskiego przytula dzieci, które dostały 6 ze sprawdzianu. Dlaczego? Bo tą oceną zasłużyły na jej przytulenie…. Miły gest?

Na koniec powiem wam tylko jedno. Nie zajęcia pozalekcyjne, nie filmy, nie komputer, nie telefon, ale praca, praca i jeszcze raz praca nad dzieckiem przyniesie pożądane efekty. Odłóżmy więc wszystko na bok i poświęćmy im swój czas – tylko tego potrzebują. Jak to powiedziała moja młodsza córka – jeśli ktoś czegoś nie napisał na sprawdzianie, to przecież zawsze może się douczyć.


5 komentarzy

  • Aglaia

    Jako mama „świeżego” czwartoklasisty wtrącę swoje „trzy” grosze. Tak – przeskok między edukacją początkową a czwartą klasą jest spory. Nowi nauczyciele, nowe przedmioty, sprawdziany/kartkówki, normalne oceny a nie opisówka więc łatwiej porównywać się z innymi uczniami. Nawet dzieci, które w edukacji początkowej radziły sobie dobrze/bardzo dobrze mogą mieć z tym problemy. Te, które już wtedy miały braki i deficyty na kolejnym etapie nauki raczej ich nie zniwelują a tylko będą się pogłębiać. Dlatego tak ważne jest żeby już w 3 klasie diagnozować takie problemy jak dysgrafia czy dysleksja żeby w czwartej klasie szkoła mogła pracować z dzieckiem według konkretnych wskazówek z PPP. Niestety nauczyciele nauczania początkowego mają tendencję do bagatelizowania problemów zbywając rodziców słynnym „to jeszcze w normie”, „nauczy się”, „ma czas”. Tylko ten czas kończy się 1 września czwartej klasy – potem jest tylko frustracja, że dziecko ma kosmiczne problemy np. z ortografią (i za to notorycznie obniżane oceny na j. polskim mimo że poza tym wypracowania są na naprawdę wysokim poziomie) czy poprawnym pisaniem na języku obcym.
    Co do deficytów uwagi/koncentracji – zrzucanie wszystkiego na gry komputerowe jest dużym uproszczeniem. Moje dziecko też takowe posiada mimo, że w gry gra stosunkowo mało – max. pół godziny, 2-3 razy w tygodniu. Tu w grę może wchodzić naprawdę wiele zaburzeń i problemów. Swoją drogą – wielu chłopców rzeczywiście sporo czasu spędza przed komputerem, za to dziewczynki w tym wieku namiętnie oglądają głupkowate filmiki na tik-toku itp. Może na poziom koncentracji/chęć do nauki nie ma to takiego wpływu ale na zachowanie i zainteresowania młodych panienek już tak i szczerze mówiąc nie wiem co gorsze 😉. Cofnęłam się też pamięcią do czasów mojej podstawówki – dziwnym trafem w klasowej elicie intelektualnej zawsze było więcej dziewczynek niż chłopców. Za to w ogonie zazwyczaj było więcej tych drugich. Nikt wtedy nie spędzał godzin przed komputerem… Po prostu dziewczynki dojrzewają szybciej, ich motywacja do nauki jest większa, bardziej przejmują się ocenami i tym żeby nie sprawdzić zawodu rodzicom.
    Czy materiał jest przeładowany – trudno mi powiedzieć. Matematyka jest na pewno łatwiejsza niż „za naszych czasów” – wiele z rzeczy, które są teraz w IV klasie ja miałam w III (np. mnożenie/dzielenie sposobem pisemnym). Z drugiej strony jest np. duży nacisk na liczenie pamięciowe co dla niektórych dzieci bywa trudne – tabliczka mnożenia i dzielenie w trzeciej klasie powinny być opanowane do perfekcji żeby sobie z tym poradzić. Polski chyba też jest łatwiejszy. Na pewno lektur mniej – u mojego syna lista liczy całe 6 czy 7 pozycji z czego niektóre można przeczytać w pół godziny. Nie ma tej tony pozytywistycznych nowelek, który mi działały mocno na nerwy. Mam wrażenie, że w trzeciej klasie dzieci czytały więcej (+/- jedna lektura na miesiąc).
    Różnica polega na tym, że my na przyjęcie do dobrego liceum zaczynaliśmy pracować w 8 klasie i wystarczyło dobrze napisać egzamin z polskiego, matmy i ewentualnie trzeciego przedmiotu. Nikogo nie obchodziła ocena z biologii o ile ktoś nie startował do biol-chemu (ale wtedy nikt się nie interesował historią). Teraz liczy się wszystko od muzyki, przez angielski po matmę i polski. A że są przedmioty, które kończą się w czwartej klasie i drugiej szansy nie będzie to presja w tym przypadku automatycznie rośnie. Moje dziecko poświęca na odrobienie pracy domowej, przygotowanie do sprawdzianów itp. średnio max godzinę, może 1,5 dziennie. Wszystko ogarnia sam, ewentualnie z naszą/dziadków pomocą. Nie korzystamy z zewnętrznych korepetycji. Wyniki – nienajgorsze – od 3 do 6. Ciągle ma czas na 3 treningi piłkarskie w tygodniu i mecze. + dodatkowa godzina angielskiego w tygodniu na indywidualnych zajęciach. Ostatnio sam zaczął robić jakieś dodatkowe ćwiczenia z angielskiego bo stwierdził, że jak chce grać w zagranicznej lidze to ten angielski trzeba jakoś opanować 😊.
    Takich nauczycieli jak w Twoim poście nie spotkaliśmy na swojej drodze. Są różni – jedni bardziej mili inni mniej, jedni bardzie wymagający, drudzy trochę odpuszczają ale młody specjalnie nie narzeka.
    PS: też mi się ciężko zabrać do pracy w poniedziałek a w weekend przy komputerze nie siedzę 😉

    • izzy

      Aglaia, cieszę się, że Twój syn dobrze radzi sobie w szkole 🙂 Co by nie mówić jest to taki pierwszy krok w inną rzeczywistość szkolną, która będzie się dynamicznie zmieniać.
      Na szczęście my również dobrze trafiliśmy i z niektórymi nauczycielkami mają dziewczyny do czynienia tylko w czasie zastępstw. Zobaczymy jak będzie w następnym roku w czwartej klasie.
      Jeśli chodzi o mojego posta to jest to zbiór doświadczeń, sytuacji z którymi mam do czynienia jako nauczyciel i rodzic. Pracuję z dziećmi już ponad 20 lat i na co dzień obserwuję z jakimi problemami muszą się borykać. Często też sami mi opowiadają lub ich rodzice, stąd moja wiedza, z samego życia. Nie twierdzę, że przyczyny problemów leżą wyłącznie w czynnikach, które opisałam, ale jest to coś, nad czym nie można przejść obojętnie, nie zauważyć. Dziś jest tendencja do wyszukiwania w dziecku różnych dysfunkcji i zaburzeń, ponieważ rodzice oczekują jakiejś diagnozy. Łatwo dopasować symptomy np. do spektrum autyzmu, bo jest ono szerokie, ale może okazać się, że nie tu tkwi problem. Jako mama adopcyjna zawsze jestem wyczulona na wszelkie traumy i zaburzenia, ale powiem Ci, że często sami rodzice doprowadzają do presji i problemów dziecka w szkole i nie tylko.

      Tak jak piszesz u Was jest inaczej, ale uwierz mi, granie godzinami na komputerze jest ogromną (choć jak wspomniałam nie jedyną) przyczyną wielu problemów dziecka. I podkreślę – granie godzinami, bo oczywiście nie jestem przeciwna grom jako rozrywce jednej z wielu. Owszem, w poniedziałek nikomu nie chce się pracować, ale nie o to chodzi. Dziecko po weekendzie, kiedy to non stop grało jest rozdrażnione, nie potrafi się skupić co pociąga za sobą wiele innych zachowań. Zdarzyło mi się już 2 razy w tym roku, że chłopcy rozpłakali się na lekcji tylko dlatego, że coś im się nie udało, nie wyszło, czegoś nie wiedzieli. Będę rozwijać temat, ale według mnie dzisiejsi chłopcy doskonale radzą sobie w świecie wirtualnym natomiast kompletnie nie idzie to w parze z rozwojem emocjonalnym. Dziewczynki i oglądanie głupich filmików to owszem, popularna rozrywka, choć nie mam jeszcze w tym doświadczenia – moje dzieci nie mają nawet jeszcze telefonów.
      Jeżeli rodzice tego nauczą to jest czas i na gry i na naukę, i inne rzeczy. Smutne jest, że niektóre dzieciaki niczym się nie interesują prócz właśnie chłopcy grami komputerowymi a dziewczynki filmikami.
      Nie będę porównywać z moimi czasami, bo to już czasy dinozaurów 😉 Jak to gdzieś przeczytałam i zgadzam się, że jesteśmy ostatnim pokoleniem, które słuchało rodziców i pierwszym pokoleniem, które słucha swoich dzieci. Coś w tym jest. Staram się zawsze słuchać dzieci – moich i tych obcych, żeby właśnie niczego nie przegapić. Bo wszystkie sytuacje opisane przeze mnie miały miejsce i choć przyczyna wydarzeń może być złożona to nie można przegapić ani jednego sygnału. A co by nie mówić, świat wirtualny jest wg mnie jednym z największych zagrożeń dzisiejszego świata.

  • Aglaia

    Tak – zgadzam się. Ten wirtualny świat wciąga dzieci i to bardzo a czasem nawet za bardzo. Chłopców pewnie bardziej niż dziewczynki – widzę to po swoich dzieciach. Kluczem jest pokazanie dziecku alternatywy w realnym świecie. U nas tą alternatywą jest piłka. Czasem wściekam się, że kolejny weekend spędzam na okolicznych orlikach (szczególnie w taką pogodę to mało atrakcyjne 😉 ) ale jeśli to jest cena za wyrwanie dziecka ze szponów gier, you tuba i całego wirtualnego świata to chyba jestem gotowa za to zapłacić w ten sposób 😉 .

    Ja nie wiem czy chłopcy są gorzej przygotowani emocjonalnie do życia niż dziewczyny. Mój syn twierdzi, że to dziewczyny beczą z powodu słabszych stopni, po chłopakach to spływa… Jeśli w klasie mojego syna jest jakiś problem “wychowawczy” to zazwyczaj dotyczy to dziewczyn – do rozwiązywania ich konfliktów angażuje się naprawdę duże (moim zdaniem nieproporcjonalne) zasoby. Chłopcy na jednej przerwie się pobiją, podczas lekcji ochłoną i na następnej znów są kumplami.

  • olitoria

    Ech, no widzisz, ze skrajności w skrajność w tych szkołach. Problem chyba w tym, że brakuje Złotego Środka. U moich dziewczyn w gimnazjum, z kolei było na odwrót. Panie właziły w tyłki dzieciom niegrzecznym i nie uczącym się. Taka polityka. Dziewuchę, która szczyciła się, że ją kurator odprowadza na lekcje i dręczyła inne dzieci – wychowawczyni proponowała na gospodarza klasy. To dopiero była cholerna niesprawiedliwość w stosunku do dzieci starających się i dobrze wychowanych. Jaka to była dla nich motywacja? Jaki wzorzec postępowania? Masakra…

  • Ja

    Przy pierwszym dziecku usłyszeliśmy, że Młoda ma czas nauczyć się czytać i pisać do końca trzeciej klasy i nie powinniśmy “naciskać”. Młoda nauczyła się szybciej niż zakładał program. Jej znajomi z klasy nie. Do czwartej klasy startują dzieci, które potrafią pisać od dwóch lat albo od dwóch miesięcy…bo przecież miały czas na opanowanie programu. To nie jest równy start. Młoda radziła sobie super, ale wiele dzieci w czwartej klasie dopiero ćwiczyło umiejętność pisania i liczenia.
    Skończyłam szkołę kilkanaście lat temu. Nie była to super szkoła. Było trochę do poprawki, ale dałoby się to ogarnąć. Teraz do poprawy jest sporo rzeczy. Czy ktoś to poprawi? Nie. Nauczycielami są ludzie, którzy chodzili do szkoły równolegle ze mną. Widzę, że zbudowali dzieciom placówki z naszych koszmarów. Kartkówki, sprawdziany, zero wymówek, wysoka odpowiedzialność za czyny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.